Logo

    burzyska

    Explore "burzyska" with insightful episodes like "Coś się kończy, coś się zaczyna... To był "Stan po Burzy".", "#141 - Złoty interes z Morawieckim. Nikt nie chce sojuszu z Tuskiem. Obajtek pracuje na prowizję dla Hofmana", "Greta Burzyńska: dopiero teraz czuję, co oznacza coming out w Polsce i jaki jest tego ciężar", "Greta Burzyńska: dopiero teraz czuję, co oznacza coming out w Polsce i jaki jest tego ciężar" and "#140 - Wielki wyborczy plan Kaczyńskiego. Ziobro staje się „miękiszonem”. Glapiński jako kukułcze jajo dla opozycji" from podcasts like ""Stan Wyjątkowy", "Stan Wyjątkowy", "Codziennie coming out", "Codziennie coming out" and "Stan Wyjątkowy"" and more!

    Episodes (98)

    #141 - Złoty interes z Morawieckim. Nikt nie chce sojuszu z Tuskiem. Obajtek pracuje na prowizję dla Hofmana

    #141 - Złoty interes z Morawieckim. Nikt nie chce sojuszu z Tuskiem. Obajtek pracuje na prowizję dla Hofmana

    To nie jest łatwy czas dla Donalda Tuska. Wielkimi krokami zbliża się rocznica jego powrotu do Platformy, więc w politycznym światku ruszyły podsumowania — dał radę czy nie dał? Co prawda Tusk ustabilizował notowania Platformy na poziomie około 25 proc., ale wygląda na to, że nic więcej sam nie wskóra — wciąż sondaże otwiera PiS. Dlatego też głównym postulatem lidera PO staje się w tej chwili stworzenie wspólnej listy opozycji na wybory do Sejmu — to miałaby być recepta na pokonanie Kaczyńskiego. Tusk coraz mocniej naciska na szefa ludowców Władysława Kosiniaka-Kamysza (swego dawnego ministra), na Szymona Hołownię (znajomego swej rodziny) oraz (może nieco mniej zdecydowanie) na liderów Lewicy Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia, by ogłosili wspólny start w wyborach z Platformą. W praktyce oznaczałoby to podporządkowanie się Tuskowi, czy też przynajmniej uznanie jego przywództwa — co nie uśmiecha się zwłaszcza Kosiniakowi-Kamyszowi oraz Hołowni. Mówiąc wprost, Kosiniak-Kamysz i Hołownia nie ufają Tuskowi i dlatego rozważają wspólny start — tyle, że bez Platformy. Sytuację Tuska komplikuje frustracja wiceszefa PO Rafała Trzaskowskiego, który mimo zdobycia ponad 10 milionów głosów w wyborach prezydenckich, został w partii zepchnięty na margines. Trzaskowski zaczyna się rozpychać, w dodatku jego otoczenie kolportuje plotki o zażyłych relacjach z Hołownią. To ma sugerować, że to Trzaskowski — a nie Tusk — ma w rękach klucz do zjednoczenia opozycji. Te opozycyjne szachy nie zmieniają jednego — dziś to Tusk jest głównym celem natarcia obozu władzy i to on wchodzi w ostre przepychanki z rządzącymi. Właśnie przystąpił do ataku na premiera za ukrywanie majątku — to efekt publikacji „Gazety Wyborczej”, która opisała proceder obrotu nieruchomościami banku BZ WBK za czasów prezesury Mateusza Morawieckiego. Część sprzedanych przez bank budynków trafiła do biznesmenów kojarzonych z Morawieckim lub jego żoną. A tak się składa, że pani Iwona Morawiecka pilnie skrywa swój objęty intercyzą majątek — prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił nieprawdę obiecując przed wyborami, że poznamy sztucznie rozdzielone majątki Morawieckich. „Stan po Burzy” zastanawia się, czy uprawniona jest teoria „Wyborczej”, że obracanie nieruchomościami BZ WBK pasuje do zeznań kelnerów z afery taśmowej, którzy twierdzili, że nagrali taśmę, na której Morawiecki jako prezes banku rozmawiał o kupowaniu nieruchomości na tzw. „słupy”. Wiemy jedno — obracanie nieruchomościami banku to był złoty interes. Najpierw kupujący nieruchomości po oddziałach BZ WBK pocztą pantoflową dowiadywali się o możliwej sprzedaży. Potem brali kredyty na ten cel np. w banku PKO BP, kierowanym przez Zbigniewa Jagiełłę, przyjaciela Morawieckiego. A w finale — chylimy czoła! — bank BZ WBK zawierał z nowymi nabywcami umowy, na podstawie których swe sprzedane budynki wynajmował na siedziby oddziałów. Czyli niby nic się nie zmieniło, tylko kamienice po cichu zmieniły właściciela — takie bankowe perpetuum mobile. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) i Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) roztrząsają tajemnice majątku państwa Morawieckich, dochodząc do brawurowej teorii — to wszystko jest winą Tuska.
    Wszak, gdy Morawiecki przeprowadzał intercyzy, gdy dał się nagrać kelnerom, gdy wreszcie jego bank sprzedawał budynki znajomym biznesmenom i następnie wynajmował je od znajomych biznesmenów — Morawiecki był przecież doradcą Tuska. Wedle „Stanu po Burzy” należy zrozumieć, że w tamtym czasie Morawiecki chachmęcił w finansach — bo taki po prostu był klimat w otoczeniu Tuska. Dziś już premier nie chachmęci, bo jest premierem uczciwej partii. Zmienił się, po prostu. Teraz wystarczy namówić żonę na jawność. No chyba, że żona wciąż mentalnie jest w Platformie.

    Greta Burzyńska: dopiero teraz czuję, co oznacza coming out w Polsce i jaki jest tego ciężar

    Greta Burzyńska: dopiero teraz czuję, co oznacza coming out w Polsce i jaki jest tego ciężar

    Nie dokonałam coming outu, bo tak naprawdę nigdy nie ukrywałam tego, kim jestem. Ostatnie lata to praca nad sobą, odkrywanie i poznawanie siebie, ukorzenianie się w tym, kim jestem. To sprawia mi ogromną radość i przynosi wiele odkryć. Jeśli jednak mój rzekomy coming out zostaje teraz tak dobrze wykorzystywany, to bardzo się cieszę, że akurat tak się stało. - mówi Greta Burzyńska, aktorka, absolwentka Warszawskiej Szkoły Filmowej.

    Greta Burzyńska: dopiero teraz czuję, co oznacza coming out w Polsce i jaki jest tego ciężar

    Greta Burzyńska: dopiero teraz czuję, co oznacza coming out w Polsce i jaki jest tego ciężar

    Nie dokonałam coming outu, bo tak naprawdę nigdy nie ukrywałam tego, kim jestem. Ostatnie lata to praca nad sobą, odkrywanie i poznawanie siebie, ukorzenianie się w tym, kim jestem. To sprawia mi ogromną radość i przynosi wiele odkryć. Jeśli jednak mój rzekomy coming out zostaje teraz tak dobrze wykorzystywany, to bardzo się cieszę, że akurat tak się stało. - mówi Greta Burzyńska, aktorka, absolwentka Warszawskiej Szkoły Filmowej.

    #140 - Wielki wyborczy plan Kaczyńskiego. Ziobro staje się „miękiszonem”. Glapiński jako kukułcze jajo dla opozycji

    #140 - Wielki wyborczy plan Kaczyńskiego. Ziobro staje się „miękiszonem”. Glapiński jako kukułcze jajo dla opozycji

    Tak, prezes Jarosław Kaczyński ma wielki, wyborczy plan — i nie waha się go użyć. Choć w ostatnich dniach widmo przyspieszonych wyborów znacznie się oddaliło, to Kaczyński nie rezygnuje z przygotowań do ostatecznej wyborczej rozgrywki z Donaldem Tuskiem. Na wyborczy plan Kaczyńskiego składa się kilka elementów. Po pierwsze, wyduszenie z Brukseli miliardów euro na Krajowy Plan Odbudowy, czyli program dopalenia gospodarki, poturbowanej przez pandemię i wojnę w Ukrainie. Kaczyński chce te unijne euro wydać tak, aby wyborcy byli wdzięczni PiS — i zagłosowali za bezprecedensową, trzecią kadencją jego partii. W tym celu — i to po drugie — Kaczyński musi okiełznać antyunijne harce Zbigniewa Ziobry. Lider Solidarnej Polski nie chciał się dotąd zgodzić na zmiany w sądownictwie, które są dla Brukseli warunkiem wypłaty pieniędzy z KPO. Nie ma się co dziwić — w praktyce Bruksela żąda od rządu, aby usunął ludzi Ziobry, którzy dziś trzęsą sądami. Ale w ostatnich dniach Ziobro zmienił front. Jest gotów ustąpić, czyli — używając jego własnej retoryki — stać się „miękiszonem” w relacjach z Unią. Wymiękanie Ziobry ma swoją cenę — Kaczyński zgodził się, aby to jego ludzie ponownie zostali wybrani do Krajowej Rady Sądownictwa, która decyduje o sędziowskich nominacjach. Choć Bruksela ma do Ziobrowej KRS poważne zastrzeżenia, to ustąpiła i nie żąda już jej rozpędzenia — na czym Ziobro korzysta. „Stan po Burzy” analizuje, kogo Ziobro desygnował do KRS i z zaskoczeniem konstatujemy, że są to ludzie poważnie zatroskani nie tylko stanem praworządności, ale także gospodarką odpadami.
    Kaczyński przed wyborami musi zrobić jeszcze kilka rzeczy — i właśnie się za nie bierze. Wymusza dyscyplinę w obozie władzy, który w ostatnim czasie rozłaził mu się w rękach, dotknięty marazmem, trawiony konfliktami wewnętrznymi oraz wojnami o kasę i stołki. Kaczyński właśnie dowiódł, że obietnicami, szantażem i groźbami jest w stanie wymusić dyscyplinę. Pokazały to wspomniane głosowania nad wyborem do KRS Ziobrowych speców od odpadów, a nade wszystko wybór Adama Glapińskiego na prezesa Narodowego Banku Polskiego. To kolejny element planu — Kaczyński chce mieć kontrolę nad NBP, gdy w kampanii wyborczej trzeba będzie rozdać jak najwięcej kasy. Ostatni, widoczny już dziś element planu, to próba zmiany ordynacji wyborczej. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) szczegółowo pokazują, jak Kaczyński chce zmienić prawo w wyborach do Sejmu, a jak w głosowaniu do Senatu, by sztucznie poprawić wyniki PiS, a osłabić rezultat opozycji. Tak, jeśli ten kompleksowy plan się Kaczyńskiemu uda, to opozycja będzie w tarapatach. Ale czy się uda?

    #139 - Kuzyn Kaczyńskiego chce być prezesem NBP. Trzaskowski podgryza Tuska. Najważniejszy agent w PiS powraca

    #139 - Kuzyn Kaczyńskiego chce być prezesem NBP. Trzaskowski podgryza Tuska. Najważniejszy agent w PiS powraca

    Niemal rok po powrocie Donalda Tuska do Platformy, przyczajony dotąd Rafał Trzaskowski przystępuje do walki o władzę po stronie opozycji. Prezydent stolicy ogłosi w najbliższych dniach, że latem ponownie zorganizuje w Olsztynie swój Campus Polska Przyszłości — to zlot tych, którzy w Trzaskowskim, a nie w Tusku, widzą nadzieję opozycji. Rok temu Trzaskowski przytłoczony powrotem Tuska zaprosił go na Campus na szczególnych zasadach — jako gwiazdę. Tym razem tak nie będzie. Jednocześnie Trzaskowski chce ściągnąć do Olsztyna liderów innych partii opozycyjnych, by pokazać, że to on, a nie Tusk, ma szansę zbudować szerokie porozumienie opozycji przed wyborami parlamentarnymi. Rok temu Trzaskowski był zaskoczony nagłym powrotem Tuska, który z dnia na dzień odebrał mu szansę na przejęcie władzy w obozie liberalno-lewicowym. Teraz prezydent stolicy chce politycznie zmartwychwstać, bo widzi na to szansę. Co prawda Tusk ustabilizował notowania Platformy, ale sam jego powrót nie wywindował partii na szczyty sondaży. W tej sytuacji Trzaskowski wysyła do Tuska jednoznaczny sygnał: „Podziel się ze mną władzą, bo sam nie dajesz rady”. Szkopuł w tym, że cała biografia polityczna Tuska pokazuje, że akurat władzą dzielić się nie lubi. Takich problemów nie ma Jarosław Kaczyński — jego pozycji w partii nie zagraża. Ale to nie znaczy, że szef PiS może spać spokojnie. Ma duży kłopot — nie jest w stanie zebrać większości w Sejmie, by po raz drugi obsadzić swego druha Adama Glapińskiego na fotelu prezesa NBP. A bez podporządkowanego partii szefa narodowego banku, Kaczyński nie będzie w stanie prowadzić swej brawurowej polityki gospodarczej w czasach kryzysu. W obozie władzy pojawiają się kolejni kandydaci, którzy — licząc na porażkę Glapińskiego — marzą, by go zastąpić. W ostatnich dniach dołki pod Glapińskim intensywnie kopie Marek Dietl, kończący kadencję szefa kontrolowanej przez państwo Giełdy Papierów Wartościowych. Na pierwszy rzut oka, nie ma szans na prezesurę NBP — jest uważany za liberała, co nie wróży mu szans w PiS. Ale z drugiej strony w obozie władzy kolportowana jest informacja, że jest dalekim kuzynem Kaczyńskiego, a to zwiększa jego szanse na karierę — nawet jeśli pokrewieństwo jest piątą wodą po kisielu. Czy wygra sentyment do odległej rodziny, czy lojalność wobec partyjnego towarzysza? Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) analizując działania Kaczyńskiego, stawiają na to drugie. Kaczyński lubi się opierać na sprawdzonych towarzyszach, nawet jeśli mają wyraźne skazy. Wszak właśnie do obozu władzy powraca Kazimierz Kujda, wieloletni prezes spółki Srebrna, która stanowi gospodarcze zaplecze PiS. Kujda wypadł z obiegu ponad 3 lata temu, kiedy w tajnych archiwach odnalazła się jego teczka tajnego współpracownika komunistycznej bezpieki TW „Ryszard”. Dziś Kaczyńskiemu teczka Kujdy już nie przeszkadza — „srebrny” towarzysz dostał po cichu posadę eksperta w rządzie. A może poza partyjną lojalnością stoi za tym coś jeszcze?

    #138 - Kaczyński pozywa Tuska. Bank Morawieckiego na liście płac rosyjskiego oligarchy

    #138 - Kaczyński pozywa Tuska. Bank Morawieckiego na liście płac rosyjskiego oligarchy

    Dyktator Rosji Władimir Putin odciął Polsce dostawy gazu. Formalnie dlatego, że nie chcemy płacić za dostawy w rublach — to jego najnowsze żądanie obmyślone tak, aby kraje UE same złamały sankcje finansowe, które nałożyły na Rosję po ataku na Ukrainę. Ale to tylko pretekst. Uderzenie w Polskę to zemsta za to, że nasz kraj jest najbardziej zaangażowany w pomoc dla Ukraińców — właśnie przekazaliśmy im ponad 200 czołgów.
    Rząd uspokaja, że odcięcie gazu nie jest dla Polski groźne. Że poradzimy sobie bez gazu z Rosji, bo i tak z końcem roku zamierzaliśmy się rozstać z Gazpromem, który sprzedając gaz Europie, zarabia dla Putina pieniądze na wojnę.
    „Stan po Burzy” popierając rozwód z rosyjskimi surowcami, pokazuje, że nie jest to takie proste. Nie byliśmy gotowi na zakręcenie kurka z dnia na dzień. Dlatego dziś brakuje nam gazu i musimy go kupować za granicą — głównie w Niemczech. A gaz w Niemczech to głównie gaz rosyjski, który trafia tam przez znienawidzony w Polsce gazociąg Nord Stream 1 po dnie Bałtyku. Będziemy więc nadal kupować rosyjski gaz, tyle, że dopłacimy niemiecką prowizję. Będzie drożej, może nawet bardzo drogo — musimy być na to przygotowani.
    Polski rząd namawiając inne kraje UE do zaostrzenia sankcji wobec Rosji, sam nie był wcale taki wyrywny. Dopiero w mijającym tygodniu szef MSWiA Mariusz Kamiński przedstawił pierwszą listę rosyjskich oligarchów, którzy zostali objęci w Polsce sankcjami. Na liście znalazł się m.in. Wiaczesław Mosze Kantor, nadworny oligarcha Putina, który dekadę temu próbował wrogo przejąć największe w Polsce zakłady produkcji nawozów — kontrolowane przez państwo Azoty Tarnów. To dałoby mu kontrolę nad polskim rynkiem żywności, jako że nawozy azotowe to podstawa produkcji rolnej. Im droższe nawozy, tym droższa żywność. Jak Kantor mógłby manipulować cenami jedzenia? Wystarczyłoby, aby jego patron Putin rozhuśtał ceny gazu, bo gaz to główny koszt przy produkcji nawozów.
    Atak Kantora wspierał Aleksander Kwaśniewski i jego ludzie na lewicy, lobbując za sprzedażą Azotów na szczytach rządzącej wówczas Platformy — w tym u Donalda Tuska. Dla firmy Kantora przy tej transakcji pracował dom maklerski banku BZ WBK — bankiem tym kierował wówczas Mateusz Morawiecki, który w tym czasie także kręcił się w otoczeniu Tuska. Na szczęście rząd PO-PSL zablokował atak Kantora przeprowadzany za pośrednictwem BZ WBK — ale to nie była łatwa operacja. Do dziś firma Kantora ma udziały w polskich zakładach azotowych, ale nie jest ich większościowym udziałowcem — za co dodatkową, sutą prowizję miał obiecany dom maklerski banku Morawieckiego. „Stan po Burzy” nie rozumie, czemu Kantor został objęty przez polski rząd sankcjami dopiero teraz, trzy tygodnie po tym, jak znalazł się na unijnej liście sankcyjnej.
    Rząd podtrzymuje swą wolę sprzedaży części Rafinerii Lotos węgierskiemu, państwowemu koncernowi paliwowemu MOL — mimo, że wojna pokazała, iż węgierskie władze pozostają w ścisłej zależności biznesowej od Rosjan. Władze PiS zostały za to zaatakowane przez Donalda Tuska. Jednocześnie szef Platformy zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu, że „twierdzi, że w USA sfałszowano wybory”. Szef PiS pozwał za to Tuska, a zatem zamiast przedwyborczej debaty liderów dwóch największych formacji, będziemy świadkami ich procesu. Twórcy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) sprawdzają, co naprawdę powiedział Kaczyński — i zastanawiają się, czy Tusk celowo przekręcił jego słowa. Na pewno pozew oznacza koniec udawania przez Kaczyńskiego, że Tusk jest powietrzem — a taka była linia szefa PiS, odkąd lider PO wrócił do kraju. Czy właśnie to chciał osiągnąć Tusk, prowokując Kaczyńskiego?

    #137 - Tajna imprezownia Przyłębskiej i PiS. Kasjer może pogrążyć Ziobrę. Putin rozbija Konfederację

    #137 - Tajna imprezownia Przyłębskiej i PiS. Kasjer może pogrążyć Ziobrę. Putin rozbija Konfederację

    Na naszych oczach szefowa Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska wznosi się na wyżyny swego prawniczego kunsztu. Niestety, nie jest to kunszt wykorzystywany do obrony wartości zapisanych w Konstytucji. Chodzi o kasę, a konkretnie — o kasę Przyłębskiej. „Stan po Burzy” ujawnia kulisy koronkowej operacji, którą Przyłębska prowadzi od półtora roku po to, aby ukryć swój majątek. Właśnie po raz pierwszy w historii oświadczenie majątkowe Przyłębskiej zostało utajnione, choć jeszcze rok temu było jawne. Co wartego ukrycia przybyło jej w ciągu roku? Według ustaleń autorów „Stanu po Burzy” Agnieszki Burzyńskiej („Fakt”) oraz Andrzeja Stankiewicza (Onet.pl), Przyłębska kupiła dom pod Warszawą, w którym regularnie imprezuje z politykami PiS i zaufanymi sędziami Trybunału Konstytucyjnego, w tym Krystyną Pawłowicz. Czemu chce go ukryć? Ano dlatego, że jednocześnie dysponuje apartamentem w Warszawie, wynajętym za publiczne pieniądze. Gdyby wyszło na jaw, że ma dom 20 minut jazdy (służbowym autem z ochroną) od centrum stolicy, a jednocześnie płacimy grube pieniądze za wynajem jej apartamentu w centrum, to zostałoby to źle odebrane. Wszak idąc do władzy PiS deklarował skromność, a nie łapczywość. A zatem lepiej podmiejską chałupę ukryć — kluczowa w tej operacji jest „kaskadowa” interpretacja prawa, która posłużyła do tego, by ustawowo jawne oświadczenie majątkowe Przyłębskiej ukryć przed naszym oburzeniem.
    Wiele do ukrycia ma także Zbigniew Ziobro. Piętą achillesową jego partii Solidarna Polska są finanse. Dekadę temu, gdy Ziobro odszedł z PiS i założył swoje ugrupowanie, systematycznie doił Parlament Europejski, finansując z unijnych środków działalność partyjną. Szkopuł w tym, że to nielegalne. Nielegalne jest także wpłacanie pieniędzy na partię przez podstawionych ludzi. A tak się składa, że na Solidarną Polskę płaciły zaskakująco sowicie rodziny założycieli partii, czyli Ziobry, ale także Jacka Kurskiego, Tadeusza Cymańskiego i — co kluczowe — Jacka Włosowicza, który przez lata był skarbnikiem ziobrystów. Faworytką „Stanu po Burzy” jest 20-letnia wówczas córka Kurskiego, która przed eurowyborami w 2014 r. dokonała trzech przelewów na 42 tys. zł. Ale hojni byli także teściowie Ziobry — wiarę w partię zięcia wycenili na niemal 140 tys. zł.
    W tej sytuacji brawurowym posunięciem jest to, że Ziobro właśnie wyrzucił z partii Włosowicza, który finansowo spinał działalności Solidarnej Polski. Autorów „Stanu po Burzy” bardzo bawi oficjalna wersja — że to za niepłacenie składek. Ha, ha, ha. Wszak w trudnych czasach na partię Ziobry płacił cały klan Włosowiczów, w tym 70-letni rodzice skarbnika, mieszkańcy kieleckiego blokowiska. Choć ziobryści rozpuszczają plotki, że Włosowicz spiskuje z Szymonem Hołownią, to tak naprawdę jego wiedza jest najbardziej użyteczna dla PiS. Znajomość słabych punktów inżynierii finansowej Solidarnej Polski może ułatwić PiS poskromienie Ziobry, który stał się ostatnio wyjątkowo narowisty. Włosowicz już zresztą wysyła sygnały w kierunku PiS.
    Emocje buzują także w Konfederacji, która — zgodnie z tradycją narodowej prawicy — zaczęła się kłócić i wewnętrznie dzielić. Z jednej strony konfederatów intensywnie atakuje opłacany przez PiS lider Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz — to jasne, że Bąkiewicz jest narzędziem obozu władzy, wynajętym, by odbijać narodowo-prawicowych wyborców. Z drugiej strony formację podzieliły proputinowskie i — jak mówi się w Konfederacji — „lekko pedofilskie” wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego. W efekcie z frakcją JKM wewnątrz Konfederacji rozstało się trzech posłów, ale to nie zakończyło prania brudów. Najnowszy spór dotyczy tego, czy Putina można nazywać „zbrodniarzem wojennym” — czego zakazał Korwin-Mikke. Trwa ujawnianie wewnętrznych maili, pojawiają się zarzuty o dywersję, wróciła nawet kłótnia o wybory prezydenckie. „Stan po Burzy” rozmawiał z politykami Konfederacji z różnych jej frakcji. Czy to początek końca tego projektu politycznego?

    #136 - Kaczyński chce wsadzić Tuska do więzienia. Macierewicz bezcześci ofiary Smoleńska. Glapiński może stracić luksusowe życie na nasz koszt

    #136 - Kaczyński chce wsadzić Tuska do więzienia. Macierewicz bezcześci ofiary Smoleńska. Glapiński może stracić luksusowe życie na nasz koszt

    Po wprowadzeniu w partii i państwie doktryny o zamachu w Smoleńsku szef PiS Jarosław Kaczyński idzie dalej. Domaga się postawienia przed sądem Donalda Tuska i innych polityków PO, którzy rządzili, gdy doszło do katastrofy, w której zginął jego brat. Nie chodzi jednak wyłącznie o odpowiedzialność ówczesnego rządu za organizację wylotu do Smoleńska. Chodzi o znacznie więcej. „To, że cała ta akcja po Smoleńsku była w istocie wielkim dziełem agentury rosyjskiej, że wywołano nienawiść do ludzi, którzy zginęli w tragicznej katastrofie, że przedtem wywołano nienawiść do człowieka, który reprezentował w sposób naprawdę bardzo poważny i najbardziej właściwy z możliwych polskie interesy, to wskazuje, że ta agentura była i sądzę, że dalej jest w Polsce bardzo potężna” — mówi Kaczyński.
    Smoleńska radykalizacja szefa PiS otworzyła Antoniemu Macierewiczowi drogę do powrotu z wygnania. Dziś czołowi politycy PiS składają hołd raportowi jego podkomisji, który Kaczyński uznał za idealny opis zamachu. Robi to każdy, kto chce dalej coś znaczyć w obozie władzy — na czele z premierem, który na smoleńskich miesięcznicach zaczął się pojawiać dopiero po tym, gdy w 2015 r. PiS wygrało wybory, a on sam wszedł do rządu. „Możemy utrzymać naszą narodową jedność i przyznać, że Rosjanie są zdolni do wszystkiego, zdolni także do takiej zbrodni, o której ciężko było wcześniej pomyśleć. A dzisiaj podkomisja zebrała na to wystarczająco dużo dowodów, żeby okazało się to niestety prawdą” — stwierdził premier. Morawiecki — wzorem Kaczyńskiego — ostro atakuje Tuska. Zarzuca mu, że to przez niego, „wrak do Polski nie trafił, śledztwo zostało przekazane w ręce tych, którym zależało na ukryciu prawdziwych przyczyn”. „Stan po Burzy” przypomina Morawieckiemu, że tuż przed Smoleńskiem został doradcą Tuska. I pytamy: Panie Premierze, a co Pan zrobił, żeby odwieść Tuska od błędnych decyzji w sprawie Smoleńska, od oddania wraku, od „przekazania śledztwa”? Miał pan na to całe 2 lata, bo był pan doradcą Tuska do 2012 r.
    Dokładnie w tym samym czasie Antoni Macierewicz przedstawił swój pierwszy raport, w którym dowodził, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Dziś Macierewicz znów szokuje. Nie kolejnym raportem o zamachu — bo publikuje mniej więcej jeden rocznie — ale tym, co umieścił w jego załącznikach. Bo w załącznikach znalazł się dokument z bardzo drastycznymi zdjęciami ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym Lecha Kaczyńskiego. Macierewicz przeprosił, ale w swoim stylu — atakując jednocześnie wszystkich krytyków raportu. „Stan po Burzy” sprawdza, czy rzeczywiście zdjęcia mogły zostać opublikowane bez wiedzy Macierewicza, jak twierdzi on sam. Mamy poważne wątpliwości, bo to Macierewicz nakazał odtajnienie owego dokumentu — znajdującego się w załącznikach raportu — w którym znajdują się drastyczne fotografie. Zrobił to na kilkanaście dni przed publikacją swego raportu. Mamy uwierzyć, że odtajnił coś, czego nie chciał publikować?

    #135 - Kaczyński odgraża się Putinowi. Morawiecki i Macron się wyzywają. A Kurski adoruje Macierewicza

    #135 - Kaczyński odgraża się Putinowi. Morawiecki i Macron się wyzywają. A Kurski adoruje Macierewicza

    Wojna w Ukrainie nie zmieniła polityki europejskiej Jarosława Kaczyńskiego. Mijający tydzień dobitnie pokazał, że szef PiS zamierza walczyć na dwa fronty — i z Moskwą i z Brukselą.
    Z jednej strony Kaczyński wciąż podtrzymuje swój pomysł wysłania na Ukrainę wojsk NATO jako sił rozjemczych, ale gotowych walczyć. Z kim walczyć? To oczywiste — z Rosjanami. Nie ma się co dziwić, że pomysł szefa PiS został całkowicie storpedowany przez kraje NATO na czele z Amerykanami, które — choć w większości gotowe dostarczać Ukrainie broń — chcą uniknąć ryzyka otwartego starcia z Rosją. Z drugiej strony i Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki intensyfikują ataki na Unię Europejską i duże kraje Zachodu, głównie Niemcy i Francję. Szef PiS atakuje unijne instytucje, które naliczają Polsce kary finansowe i nie chcą uruchomić pieniędzy na realizację Krajowego Planu Odbudowy. Kaczyński uderza coraz brutalniej — zarzuca instytucjom Unii „nienawistny antypolonizm”, zaś zachodnim politykom — że są skorumpowani przez Putina.
    Jego tropem idzie Morawiecki. Premier zaatakował przywódców Niemiec i Francji za — jak to określił — „negocjowanie ze zbrodniarzem” Putinem. „Negocjowalibyście z Hitlerem, ze Stalinem, z Pol Potem?” — pytał Morawiecki. W odpowiedzi prezydent Emmanuel Macron nazwał go antysemitą i zarzucił mieszanie się w wybory prezydenckie we Francji.
    Co dadzą takie starcia PiS z krajami Unii? „Stan po Burzy” uważa, że nic — poza zaognieniem relacji wewnątrz UE. W sytuacji, gdy Polska potrzebuje wsparcia dla swych postulatów wprowadzenia embarga na surowce energetyczne z Rosji, rząd powinien się skupić na zakulisowych negocjacjach z kluczowymi graczami w Unii. Zamiast tego prezes i premier wygłaszają szantaże moralne wobec krajów Zachodu. Choć stoją za tym moralne racje, to publiczne ataki nie pomogą skłonić Niemców czy Francuzów do poparcia pełnych sankcji. To raczej dowód na polityczną słabość rządu wewnątrz UE, niż na jego siłę. „Stan po Burzy” dokonuje egzegezy najnowszych wywiadów Kaczyńskiego i pokazuje przykłady jego zaostrzającej się antyunijnej polityki. Przy okazji Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) zauważają wyraźną zmianę w retoryce Kaczyńskiego. Prezes PiS odcina się od niedawnych sojuszników Marine Le Pen oraz Viktora Orbana, który proputinizm został potwierdzony przez wojnę w Ukrainie. Nie ma się jednak co przywiązywać do pohukiwań prezesa pod ich adresem — Kaczyński potrzebuje sojuszników do walki z Brukselą, więc szybko może wrócić do antyunijnego sojuszu z Francuzką i Węgrem. W przeszłości już nie raz źle o nich mówił, by potem się na nowo do nich przytulać.
    W związku z rocznicą Smoleńska Kaczyński nie tylko odgrzewa i wynosi do rangi państwowej doktryny teorie zamachowe. Prezes mówi wprost, że decyzja o zabiciu jego brata musiała zapaść na Kremlu i odgraża się Putinowi. Ale jednocześnie przyznaje, że nie ma na to dowodów — co oznacza, że jego teoria nigdy nie zostanie zweryfikowana przez wymiar sprawiedliwości. Kaczyński raz twierdzi, że do zamachu przekonują go dokumenty prokuratorskie, a innym razem — że raport podkomisji Antoniego Macierewicza. Według informacji „Stanu po Burzy” prawdą jest to drugie. Teorie zamachowe Macierewicza czekały kilka ładnych lat na ten moment, gdy Kaczyński zdecyduje się je poprzeć. Dziś Macierewicza obłaskawia nawet szef TVP Jacek Kurski, który w przeszłości naśmiewał się z jego teorii i wycinał go z pisowskiej telewizji.

    #134 - Kaczyński reaktywuje Macierewicza. Ziobro uderza w Dudę

    #134 - Kaczyński reaktywuje Macierewicza. Ziobro uderza w Dudę

    Ponad 4 lata spędził w politycznej zamrażarce Antoni Macierewicz. Jeszcze rok temu, gdy przy okazji rocznicy Smoleńska, chciał zaprezentować swój kolejny zamachowy raport, dostał partyjny zakaz z samej góry — od pierwszego żałobnika Jarosława Kaczyńskiego. Macierewicza i jego wybuchowych teorii miały dość rodziny smoleńskie, a nawet część ekspertów jego podkomisji, którzy wprost odmówili podpisania się pod kolejnym raportem. W tej sytuacji Macierewicz opublikował swój raport po cichu, jesienią minionego roku — niemal nikt się tym nie zainteresował. Atak Putina na Ukrainę i bestialstwa rosyjskich żołdaków wszystko zmieniły. Prezes Kaczyński na nowo zaczął lansować teorię zamachu w Smoleńsku — jego zdaniem zbrodnie Putina w Ukrainie dowodzą, że ponad dekadę wcześniej był w stanie zlecić mord polskiego prezydenta. To wymarzona sytuacja dla Macierewicza, który triumfalnie wraca z politycznej emerytury. Według informacji „Stanu po Burzy”, Macierewicz jest coraz częściej widywany w gabinecie Kaczyńskiego w Kancelarii Premiera. Kaczyński opowiada w wywiadach dla prorządowych mediów o tym, że pojawiły się dokumenty jednoznacznie potwierdzające zamach. Jednak według informacji Agnieszki Burzyńskiej („Fakt”) oraz Andrzeja Stankiewicza (Onet.pl), głównym dokumentem stał się dla Kaczyńskiego ów zapomniany ubiegłoroczny raport Macierewicza, którego publikacji nie chciały rodziny smoleńskie, niektórzy członkowie podkomisji, a także sam Kaczyński. To pokazuje zasadniczą zmianę w smoleńskiej polityce szefa PiS.
    O Smoleńsku na razie milczy prezydent Andrzej Duda, który w momencie katastrofy był ministrem Lecha Kaczyńskiego. Duda także przez lata lansował teorię zamachu, by zaraz po objęciu prezydentury wzywać do narodowego pojednania w tej kwestii — za co zresztą zbeształ go szef PiS. Dla Dudy temat Smoleńska jest dziś niewygodny, bo prezydent próbuje się odkleić od radykalnej linii politycznej PiS. Duda jednoznacznie stawia na sojusz z USA, podczas gdy Kaczyński zachowuje duży dystans wobec prezydenta Joe Bidena. Prezydent stara się także załagodzić spór o sądownictwo z Brukselą, by uruchomić miliardy euro pomocy wstrzymywane dziś ze względu na „reformy” wymiaru sprawiedliwości autorstwa swego dawnego patrona Zbigniewa Ziobry. Duda przedstawił swą wersję zmian w sądownictwie, która jest gestem wobec UE — tyle, że Ziobro ani myśli jej poprzeć i otwarcie atakuje prezydenta. Co w tej sytuacji zrobi Kaczyński?

    #133 - Gwarancje Bidena dla Polski. Kaczyński wierzy, że Putin zabił jego brata. Morawiecki wyrzuca z rządu swego konkurenta

    #133 - Gwarancje Bidena dla Polski. Kaczyński wierzy, że Putin zabił jego brata. Morawiecki wyrzuca z rządu swego konkurenta

    Atak Rosji na Ukrainę stał się dla PiS okazją do całkowitego przebudowania polityki. Ale ci, którzy sądzą, że Jarosław Kaczyński zacznie stawiać na zgodę narodową i zrezygnuje z wojenek z Unią Europejską — głęboko się mylą. Jest dokładnie odwrotnie. Po kilkunastodniowej nieobecności na początku wojny, Kaczyński wrócił z przytupem: w serii wywiadów i wypowiedzi publicznych jeszcze zaostrzył retorykę. Wobec opozycji próbuje stosować szantaż. Pod pretekstem wojny chce wymusić zmiany w Konstytucji, obsadzając niechętną zmianom opozycję w roli pomagierów Putina, odpowiedzialnych za śmierć kobiet i dzieci na Ukrainie. Kaczyński twierdzi, że bez zmiany Konstytucji nie będzie w stanie zbudować silnej armii i zabrać ulokowanych w Polsce majątków rosyjskich oligarchów. „Stan po Burzy” z dużym zdumieniem obserwuje nowe wcielenie prezesa — jako strażnika Konstytucji. Podpowiadamy, że szybciej będzie, jeśli Kaczyński pozostanie przy swej dotychczasowej metodzie konstytucyjnej — czyli biesiadach z szefową Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębską. Przy pierogach zwanych przed wojną ruskimi, ewentualnie przy barszczu ukraińskim, zapewne udałoby się im ustalić odpowiednią interpretację Konstytucji, tak aby można było budować armię i puścić oligarchów w skarpetkach. Prezesie, umów się — prosimy — z panią Julią. Czas goni.
    W relacjach z Unią także na razie bez przełomu — kontrolowany przez Kaczyńskiego Sejm niespiesznie pracuje nad projektami zmian w sądownictwie, które są warunkiem wypłaty przez Brukselę pieniędzy na Krajowy Plan Odbudowy, czyli program inwestycji gospodarczych po pandemii. Na razie głośniej niż o miliardach na KPO jest o konflikcie w rządzie, który dotyczy rozmów z Unią. Premier Mateusz Morawiecki wykorzystał pretekst, aby wyrzucić ministra rozwoju Piotra Nowaka, który publicznie powiedział, że lobbuje w Brukseli za pieniędzmi z KPO. Czy dymisja ministra, który chce pomóc rządowi jest logiczna? Na pierwszy rzut oka nie. No chyba, że minister nazywany jest „Morawieckim 2.0" i stanowi konkurencję dla premiera. Ale konflikt jest poważniejszy. Bo za Nowakiem stoi silny wicepremier Jacek Sasin — i ta dymisja to cios, którym Morawiecki odpowiada na ataki, które go spotykały w ostatnim czasie ze strony Sasina.
    Sasin to dawny minister Lecha Kaczyńskiego, który wkradł się w łaski jego brata po Smoleńsku — także dlatego, że zawsze publicznie wspierał teorie zamachowe. Tegoroczna rocznica katastrofy smoleńskiej, która przypada za kilkanaście dni, będzie wyjątkowa. Ponieważ Putin okazał się łajdakiem gotowym do ludobójstwa, spiskowe teorie zaczynają wracać. Oficjalnie poparł je Jarosław Kaczyński, który oznajmił: „Przez te lata, mając osobiste przekonanie, że doszło do zbrodni, zamachu, nie mogłem jednak tego wszystkiego złożyć w pewną całość. Mówię od strony technicznej — jak dokonano tego wszystkiego, co wiąże się z zamontowaniem jakiś środków wybuchowych w samolocie, w jaki sposób to zostało odpalone, dlaczego ten samolot zaczął opadać i w końcu jak to było z tym rozerwaniem samolotu, dlaczego ciała zostały rozerwane w ten sposób. Dzisiaj mogę powiedzieć, że te wszystkie pytania uzyskały odpowiedź i to zostało ujęte w pełnym dokumencie, który mam nadzieję niedługo stanie się elementem publicznej debaty”.
    Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) zauważają, że w obliczu wojny na Ukrainie władza zastawia konstytucyjne pułapki na opozycję, nie mamy ministra finansów i ministra rozwoju, a już niedługo teorie zamachowe na nowo podzielą społeczeństwo. W tej sytuacji dobrze, że do Polski przyjechał prezydent USA Joe Biden i powtórzył gwarancje bezpieczeństwa, które daje nam NATO. No i dobrze, że — przynajmniej na razie — Kaczyński przestał atakować Amerykę.

    #132 - Kulisy wojennej wyprawy Kaczyńskiego. PiS chce spacyfikować opozycję. Konfederacja przeciw Ukraińcom

    #132 -  Kulisy wojennej wyprawy Kaczyńskiego. PiS chce spacyfikować opozycję. Konfederacja przeciw Ukraińcom

    Wzorem swego brata, Jarosław Kaczyński wybrał się z misją do kraju zaatakowanego przez putinowską Rosję. W wyprawie szefa PiS do Kijowa pobrzmiewały takie same wątki, co podczas wojennej wyprawy Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w 2008 r. — wezwanie zachodniego świata, głównie NATO, do twardej odpowiedzi Kremlowi. Ale czym miałaby być ta odpowiedź? Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) analizują pomysł, który Kaczyński przedstawił na spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim — chodzi o misję pokojową NATO, która “będzie w stanie się obronić“.
    Ta analiza prowadzi do jednoznacznych wniosków: Kaczyński oczekuje zbrojnego zaangażowania się NATO w wojnę w Ukrainie. Prezes PiS co prawda mówi o siłach pokojowych, ale NATO nigdy nie pełniło takiej roli — siły pokojowe autoryzuje Organizacja Narodów Zjednoczonych, co w tym przypadku nie jest możliwe, bo Rosja blokuje wszelkie decyzje Rady Bezpieczeństwa ONZ.
    Kaczyński musi sobie zdawać sprawę, że nawet gdyby NATO weszło do Ukrainy — same sobie nadając status np. sił stabilizacyjnych — to Rosja może to uznać za włączenie się w wojnę. Co się stanie, jeśli dojdzie do ataku rosyjskiej armii na siły NATO? Otwarty konflikt zawiśnie w powietrzu. Dlatego też przedstawiciele władz USA i szefostwa NATO szybko odcięli się od propozycji Kaczyńskiego, mówiąc wprost, że na wojnę z Rosją się nie piszą.
    Zdaniem autorów „Stanu po Burzy” to pokazuje jasno różnicę perspektyw. Kaczyński zakłada, że starcie Rosji z NATO jest nieuniknione i wolałby do niego doprowadzić już teraz — na terenie Ukrainy, gdy Rosja jest osłabiona przedłużającą się wojną. Waszyngton i Bruksela — ale także Berlin i Paryż — sądzą inaczej. Ich zdaniem Rosja nie zdecyduje się na atak na jakikolwiek kraj NATO, więc wystarczy wzmacniać obecność militarną wschodniej flanki sojuszu.
    Choć więc wojenny wyjazd Kaczyńskiego z premierami Polski, Czech i Słowenii był pięknym gestem wsparcia dla walczących Ukraińców, to politycznie ani militarnie sytuacji nie poprawił.
    Próbując organizować wsparcie dla Ukraińców, szef PiS nie zapomina o krajowym podwórku. Licząc na wojenną poprawę sondaży i kalkulując przyspieszone wybory, obóz władzy jeszcze bardziej przykręca śrubę opozycji. Rządowa telewizja już wprost oskarża Platformę o wieloletnią współpracę z Kremlem — na antenie TVP padają nawet zarzuty o to, że Donald Tusk spiskował z Putinem w sprawie zamordowania Lecha Kaczyńskiego. Ale licząc na pacyfikację opozycji PiS się może przeliczyć — zagrożeniem dla rządów Kaczyńskiego staje się Konfederacja. Formacja Bosaka, Brauna i Korwin-Mikkego zaczyna grać wątkami antyukraińskimi i antyimigracyjnymi, krytykując PiS za pomoc socjalną oferowaną uchodźcom. Konfederaci liczą na to, że za kilka miesięcy pomocowy entuzjazm Polaków wobec Ukraińców ustąpi miejsca frustracji i napięciom narodowościowym. I że PiS za to słono zapłaci.

    #131 - Spór o Migi-29 dla Ukrainy. Prezydent wybija się na niepodległość. Gdzie jest prezes?

    #131 - Spór o Migi-29 dla Ukrainy. Prezydent wybija się na niepodległość. Gdzie jest prezes?

    Po niemal 7 latach prezydentury Andrzej Duda wybija się na niepodległość. Od momentu ataku Rosji na Ukrainę to prezydent odgrywa pierwsze skrzypce w kontaktach z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim oraz sojusznikami z NATO. Kluczowe są dobre relacje Dudy z Ameryką — prezydent ostatnie miesiące przed wojną poświęcił na nawiązanie poprawnych stosunków z ekipą nowego prezydenta Joe Bidena. To odróżnia Dudę od szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w tym czasie intensywnie forsował „lex TVN”, czyli przepisy, które miały na celu wyrzucenie Amerykanów z telewizji TVN.
    Jedyny zgrzyt między ludźmi Dudy a współpracownikami Bidena dotyczył przekazania Ukrainie polskich Migów-29, które miały ułatwić walkę powietrzną z Rosją. „Stan po Burzy” ujawnia kulisy tej sprawy — kluczowe były obawy polskich władz, że oddanie samolotów Ukrainie narazi nasz kraj na rewanż ze strony Rosji. Wygląda na to, że pomysł ten — ku rozpaczy Zełenskiego — całkowicie już upadł.
    W odróżnieniu od prezydenta, który zajmuje się kontaktami z Ukraińcami i NATO oraz premiera, który lobbuje wewnątrz Unii Europejskiej za ostrą polityką wobec Rosji, prezes PiS jest od początku wybuchu wojny prawie niewidoczny. Ale nie oznacza to wygaszenia sporów politycznych. Już ruszyło wzajemne oskarżanie się przez PiS i Platformę o współodpowiedzialność za błędną politykę wobec Putina, a co za tym idzie — za wybuch wojny. Polityczny konflikt narasta także wokół sposobu, w jaki rząd radzi sobie z gigantyczną falą uchodźców, która płynie z Ukrainy. W dodatku do przepisów o przyjmowaniu uchodźców, PiS po cichu chciał wpisać bezkarność za naruszanie prawa podczas pandemii — co opozycja uważa za próbę zwolnienia z odpowiedzialności premiera i jego ludzi.
    Na szczęście wzmacnianie bezpieczeństwa Polski jest niezależne od wojny PiS i Platformy. Atak na Ukrainę spowodował natychmiastowe zwiększenie liczby żołnierzy NATO w Polsce. Według informacji „Stanu po Burzy” to dopiero początek.

    #130 - W Ukrainie trwa „wojna zastępcza” Rosji z NATO. Sojusznicy PiS marionetkami Putina

    #130 - W Ukrainie trwa „wojna zastępcza” Rosji z NATO. Sojusznicy PiS marionetkami Putina

    Maski opadły. Dziś — gdy rosyjskie tanki najeżdżają Ukrainę, gdy bombardowane są miasta, gdy giną cywile — dokładnie widać, którzy politycy Europie są sojusznikami Władimira Putina. Niestety, na czele putinowskiego pochodu cyników podążają premier Węgier Viktor Orbán oraz liderka francuskiego Frontu Narodowego Marine Le Pen — nie tak dawno obwołani przez PiS głównymi sojusznikami Polski.
    Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu zachodzą w głowę, jak w ogóle mogło do tego sojuszu dojść. Przecież dziś widać, że patron PiS Lech Kaczyński miał całkowitą rację, przestrzegając latami przed agresywną polityką Putina — w 2008 r. podczas ataku na Gruzję przewidział, że następna będzie Ukraina. Mimo to po dojściu do władzy w 2015 roku jego brat Jarosław Kaczyński rozpoczął intensywną współpracę z proputinowskim Orbánem, a w ostatnich miesiącach dołożył sojusz z finansową przez rosyjskie banki Le Pen. Szef PiS machnął ręką na ich wschodnie sympatię — potrzebował obojga jako sojuszników w wojnie z Unią Europejską. Podejmował Orbána oraz Le Pen w Polsce w grudniu minionego roku, już gdy miał na stole przekazane polskim władzom przez Amerykanów materiały wywiadowcze ostrzegające, że Putin zaatakuje Ukrainę. Mimo takiego gigantycznego zagrożenia, Kaczyński w najlepsze biesiadował z putinistami i zajmował się nie wojną Rosji z Ukrainą, tylko własną wojną z Unią.
    Co się stało, gdy doszło do ataku na Ukrainę? Pal licho, że Kaczyński na tydzień zniknął. Ważniejsze jest to, że odpór Putinowi daje ta znienawidzona przez PiS Bruksela, zaś sojusznicy PiS z Budapesztu i Paryża szukają usprawiedliwienia dla agresji.
    Autorzy „Stanu po Burzy” podkreślają, ze historia dzieje się na naszych oczach — i są to bolesne obrazy. Z jednej strony trwa atak Rosji na Ukrainę — i nie wiadomo, jak długo potrawa ten konflikt, ile istnień pochłonie i czym się skończy. Z drugiej strony już wiemy, że przestała istnieć jakakolwiek, nawet niewielka autonomia Białorusi. Państwo Łukaszenki to dziś moskiewska kolonia z rosyjskimi wojskami, które z terenu Białorusi atakują Ukraińców. W dodatku białoruski dyktator pod lufami rosyjskich tanków przeprowadził referendum w sprawie broni jądrowej, którego wynik jest groźny dla Polski. Referendum było rzecz jasna nieuczciwe i nielegalne, ale jego rezultat obowiązuje — Łukaszenka może rozlokować rosyjskie rakiety z ładunkami nuklearnymi na terenie Białorusi. Może być zmuszony to zrobić.
    Tym mocniej należy trzymać kciuki za Ukraińców, którzy dziś walczą za wolność swej ojczyzny i możliwość przystąpienia do Unii Europejskiej. Autorzy „Stanu po Burzy” pokazują, jak od niemal dwóch dekad rośnie znaczenie członkostwa w Unii dla Ukraińców, zwłaszcza młodych. Jakby nie patrzeć to lekcja dla PiS, które w członkostwie w UE dopatruje się zagrożenia dla suwerenności. Ukraińcy sądzą dokładnie odwrotnie — że członkostwo w UE zapewni im suwerenność. I płacą za to konkretną cenę — cenę krwi. W tym kontekście wszystkie wojny PiS z Unią przez ostatnie lata wydają się miałkie, krótkowzroczne i po prostu głupie.
    Widać wyraźnie, że atak Rosji na Ukrainę przebudził Unię. Po raz pierwszy w swej historii poza pieniędzmi i pomocą humanitarną, Bruksela wyśle w rejon konfliktu broń — i jest to rzecz jasna broń dla zaatakowanych Ukraińców. Biorąc pod uwagę, że broń na Ukrainę dostarcza także wiele krajów NATO, wniosek jest jeden. NATO i Unia wspierając Ukrainę stały się nieformalną stroną w konflikcie zbrojnym, który określany jest jako „wojna zastępcza” — w którym dwie strony starcia walczą za sobą pośrednio. Ale wojna Rosji z NATO i Unią mrozi krew w żyłach nawet jeśli jest „zastępcza”.

    Władimir Putin — tak Zachód stworzył potwora

    Władimir Putin — tak Zachód stworzył potwora

    A więc wojna. Widać wyraźnie, że wkraczający w jesień życia 70-letni Władimir Putin przystępuje do finalizacji swego rozpisanego na ponad dwie dekady planu. Było w nim zapisane długie uwodzenie Zachodniej Europy i USA co do demokratycznego charakteru kremlowskiej ekipy.
    Uwodzeniu przez Putina polityków Zachodu towarzyszyło kuszenie europejskich i amerykańskich koncernów współpracą i krociowymi zyskami w Rosji. Wiele z nich — paliwowych, elektronicznych, chemicznych, spożywczych, motoryzacyjnych — uległo. A to duże koncerny, ze znaczną siłą polityczną we własnych krajach — w ich interesie przez ostatnie lata leżało przekonywanie własnych rządów, że Rosja to normalny, miłujący pokój kraj.
    Ten alians przebiegłego Putina z zachłannym Zachodem zaowocował dwoma Gazociągami Północnymi z Rosji do Niemiec, ułożonymi przez Putina tylko po to, aby móc odciąć od gazu Europę Środkowo-Wschodnią, którą chce odzyskać, by wskrzesić ZSRR. Putin złożył Niemcom seksowną ofertę: staną się gazowym centrum Europy, kupując bez pośredników tani rosyjski gaz i sprzedając go po zachodnich cenach wewnątrz UE. To wystarczyło, by Berlin na wszystkie defekty cara patrzył od lat przez palce.
    W efekcie w naszym regionie dziś drogi są dwie: albo budowanie własnej niezależności energetycznej (co robią polskie władze) albo wasalne podporządkowanie się gazrurkom Putina (co wybrał choćby wódz Węgier). W przestrzeni poradzieckiej jest jeszcze gorzej: szantażem gazowym Putin może zmieść Łukaszenkę i zamrozić Ukrainę — nawet jeśli jej nie podbije nowoczesnymi tankami, które zbudował za pieniądze, które Europa mu płaci za paliwa.
    W specjalnym wydaniu słuchowiska politycznego „Stan po Burzy” jego autorzy Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet) pokazują mechanizmy, które doprowadziły Demokratyczny Świat do przymykania oczu na kolejne ekscesy Putina i jego żołdaków: zabijanie niewinnych ludzi, trucie opozycjonistów, mordowanie dziennikarzy, wojny, cyberataki. Dzięki głupocie i krótkowzroczności zachodnich liderów, Putin kupił czas i mógł przez ponad dwie dekady swych rządów unowocześnić armię, a każda mała wojna — jak interwencja w Gruzji czy zajęcie Krymu, efektownie zlekceważone przez Zachód — była dla niego ćwiczebnym poligonem.
    Po wciągnięciu we współpracę firm z Zachodu i uwiedzeniu niektórych jego przywódców (wszak każdy kolejny amerykański prezydent wierzył na początku swych rządów w reset w relacjach z Rosją), po opleceniu Unii siecią zależności gospodarczych, dziś Putin jest gotowy do finalizacji swego planu: przejmowania siłą terytoriów, które uważa za należne Rosji. W tej chwili Ukraina jest jego głównym celem. Ale czy ostatnim? Putin wierzy, że Zachód — przez dwie dekady uwodzony i opleciony — nie jest już w stanie interweniować, gdyż ma zbyt dużo do stracenia: biznesy w Rosji, tani gaz, no i pokój — bo któreż z zachodnich społeczeństw jest gotowe na wojnę o daleki Kijów?
    Na razie Zachód swą biernością to potwierdza.

    #127 - W PiS wojna totalna: Duda próbuje ograć Kaczyńskiego, Ziobro pluje na Dudę, Morawiecki warczy na Macierewicza, a Kurski chce zniszczyć Morawieckiego

    #127 - W PiS wojna totalna: Duda próbuje ograć Kaczyńskiego, Ziobro pluje na Dudę, Morawiecki warczy na Macierewicza, a Kurski chce zniszczyć Morawieckiego

    Prezes Jarosław Kaczyński już nie panuje nad sytuacją w PiS. Skłócony z Kaczyńskim prezydent Andrzej Duda rzuca wyzwanie prezesowi, bo uważa, że Kaczyński obrał szaleńczy kierunek swej polityki względem Unii Europejskiej. Duda zgłasza projekt zmian w Sądzie Najwyższym, który na pierwszy rzut oka jest nielogiczny i bałamutny, ale ma jeden cel: przekonanie Brukseli, że powinna przystąpić do wypłaty środków pomocowych dla Polski. W tej chwili pieniądze te — ponad 50 mld euro — są blokowane ze względu na upór Kaczyńskiego i zagrzewającego go do boju Zbigniewa Ziobrę, którzy nie chcą zlikwidować Izby Dyscyplinarnej, działającej w Sądzie Najwyższym. Unia uważa, że to polityczny sąd do tępienia sędziów krytycznych wobec światłej myśli państwowej duetu Kaczyński&Ziobro.
    Duda dostał poparcie nie tylko Brukseli, ale także od demokratycznych władz USA, które nie przepadają za Kaczyńskim. Jednocześnie prezydent — do te pory marginalizowany — wszedł w krąg międzynarodowych przywódców, którzy biorą udział w konsultacjach dotyczących agresywnych planów Rosji wobec Ukrainy. Ba, z Dudą spotkali się prezydent Francji i kanclerz Niemiec — szczytu Trójkąta Weimarskiego nie było od 6 lat, bo Berlin i Paryż podchodziły krytycznie do światłej myśli państwowej duetu Kaczyński&Ziobro.
    Taka wolta Dudy nie mogła ujść płazem — ludzie Ziobry zaatakowali sądowe projekty prezydenta, a najbardziej krewki europoseł Patryk Jaki — doktor nauk więziennych — wprost stwierdził, że Duda to „zdrajca” i żałuje, iż na niego głosował.
    Dudę wspiera coraz bardziej osamotniony premier. Dla Mateusza Morawieckiego przyjęcie sądowego projektu prezydenta to szansa na wypłatę środków UE — bez tych miliardów sytuacja rządu jest coraz trudniejsza. Nad Morawieckim, zwłaszcza wobec fiaska Polskiego Ładu, zbierają się czarne chmury. Głowami za Polski Ład zapłacili jego ludzie z kierownictwa Ministerstwa Finansów, a i on sam znalazł się na celowniku. Nienawidzący Morawieckiego szef TVP Jacek Kurski po raz pierwszy zaczął w swych programach wprost atakować premiera — wcześniej ważył się jedynie uderzać w ludzi Morawieckiego, choćby robiąc z nich sponsorów prostytucji. Kurski czuje, że może sobie pozwolić na niszczenie Morawieckiego — a to znaczy, że albo ma przyzwolenie Kaczyńskiego, albo już naprawdę nad niczym Kaczyński nie panuje. O tym wszystkim rozmawiają w najnowszym odcinku swego słuchowiska politycznego Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet).

    #126 - Bunt w PiS przeciw Kaczyńskiemu. Prezes wyrzuca ministrów — kto straci stanowisko?

    #126 - Bunt w PiS przeciw Kaczyńskiemu. Prezes wyrzuca ministrów — kto straci stanowisko?

    Półtorej setki duszyczek — tylko na tyle posłanek i posłów PiS może liczyć Jarosław Kaczyński. Pokazało to głosowanie w sprawie „lex Kaczyński” — groteskowej ustawy wprowadzającej możliwość donoszenia na osoby odmawiające testów i pozywania je o odszkodowanie. Przepisów forsowanych przez szefa PiS nie poparła aż 1/3 klubu PiS. Czemu Kaczyński osobiście firmował tak głupie przepisy? Wszak musiał wiedzieć, że nie wejdą w życie. W odróżnieniu bowiem od innych rozważanych projektów — choćby prawa pracodawców do sprawdzania szczepień pracowników — „lex Kaczyński” nie miało szans na poparcie opozycji. Obóz władzy kolportuje teorię wedle której Kaczyński chciał raz na zawsze skończyć z pomysłami nowych ustaw covidowych, jednocześnie zdejmując z siebie odpowiedzialność za porażkę w walce z pandemią. W tym sensie tak groteskowa ustawa, którą opozycja musiała odrzucić, miała być pułapką — dzięki temu TVP może atakować liderów PO, Lewicy czy PSL, przekonując, że nie chcą walczyć z pandemią.
    „Stan po Burzy” nie kupuje tej teorii. Głosowanie „lex Kaczyński” ma bowiem bardzo dużo skutków ubocznych, których dolegliwość dla prezesa PiS przewyższa zyski z opluwania opozycji. Przede wszystkim, widać wyraźnie, że Kaczyński nie ma większości — twardo stoi za nim 150 posłów, a większość niezbędna do rządzenia to minimum 231 posłów. Po wtóre, Kaczyński wzmocnił antyszczepionkowców z PiS, którzy po raz pierwszy w głosowaniu otwarcie stanęli przeciwko niemu — i triumfują, że przegrał. Po trzecie wreszcie, swą odrębność wyraźnie pokazali politycy Solidarnej Polski, którzy prawie w komplecie odmówili poparcia dla projektu prezesa (sam Zbigniew Ziobro wspaniałomyślnie nie wziął udziału w głosowaniu). Jednym słowem — tym jednym głosowaniem Kaczyński stracił nimb wszechmocnego, sprawczego prezesa.
    A zatem — znów — po co to zrobił? „Stan po Burzy” zwraca uwagę na to, w jakiej sytuacji jest dziś PiS. Klęska „Polskiego Ładu” i planowanie karnych dymisji — posadę straci m. in. minister finansów Tadeusz Kościński. Porażka w walce z COVID-19 — minister zdrowia Adam Niedzielski przygotowuje się do ewakuacji, a jego miejsce może zająć generał lekarz Grzegorz Gielerak, który leczył Kaczyńskiego, jego matkę i pół klubu PiS z rodzinami. Do tego kłopoty z komisją śledczą do spraw Pegasusa — co prawda Paweł Kukiz może doprowadzić do tego, że komisja nigdy nie powstanie, ale kolejne doniesienia o inwigilacji dotyczą samych polityków PiS, a to rozbija partię od środka. Konflikt z prezydentem dzieli rząd — Andrzej Duda przedstawił projekt likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, który popiera premier, ale jest nie na rękę Kaczyńskiemu i wywołał gniewne reakcje Ziobry. Do tego nad obozem władzy wisi widno utraty na trwałe sporej części pomocy z UE — właśnie dlatego, że sądowe hasania Ziobry zostały zakwestionowane przez unijne instytucje.
    Jednym słowem to czas próby dla PiS, jakiej partia nie była poddana od momentu dojścia do władzy. W tej sytuacji głosowanie nad tak głupią ustawą, jak „lex Kaczyński” logikę zyskuje dopiero, gdy potraktować je jak test. To nie było głosowanie za covidowym donosicielstwem, tylko za dogmatem o nieomylności prezesa. Po tym głosowaniu Kaczyński wie, na kogo może liczyć w krytycznych chwilach — i kogo już nie wystawiać na listy wyborcze. Tak się składa, że kiedy „lex Kaczyński” było głosowane w Sejmie, prezes po cichu stworzył nową strukturę w PiS — w każdym województwie powołał sekretarza, niezależnego od szefa regionu. Sekretarze nie są posłami, to działacze niskiego szczebla, ale wszyscy dobrani pod kątem lojalności — i podlegają bezpośrednio Nowogrodzkiej. W ten sposób Kaczyński ma gwarancję, że w razie buntu liderów regionów czy też szefów powiatów — co się w PiS zdarzało — będzie mógł ręcznie, przez swego sekretarza, stłumić bunt i pozbyć się wichrzycieli. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska („Fakt”) oraz Andrzej Stankiewicz (Onet) rozmawiają o tym, że „lex Kaczyński” i rewizorzy z Nowogrodzkiej w terenie to przygotowanie partii na ciężki kryzys, a być może także na przyspieszone wybory.

    #125 - Poczet szczepionkowych kłamców. Prezes Kaczyński receptą na pandemię

    #125 - Poczet szczepionkowych kłamców. Prezes Kaczyński receptą na pandemię

    Premier Mateusz Morawiecki ma nowy pseudonim — „minus 1400”. Tak go ponadpartyjnie zwą posłowie, którzy po wejściu w życie Polskiego Ładu dostali przelewy mniejsze o 1400 zł. Szef rządu dramatycznie walczy o to, by zacerować dziury w sztandarowym projekcie podatkowym rządu, który miał zapewnić PiS wieczne rządy, a — jak na razie — grozi utratą rządu. Szef rządu do porządkowania Ładu wysłał do Ministerstwa Finansów swego zaufanego człowieka. Wiceminister Artur Soboń — to już jego piąty resort od dojścia PiS do władzy. „Stan po Burzy” słyszy, że po wejściu do resortu Soboń jest i wstrząśnięty i zmieszany — a to nie jest zapowiedź zakończenia podatkowego kryzysu PiS. Jeśli Państwo też — jak posłowie — dostali po kieszeni, „Stan po Burzy” poleca sztandarową ulgę Polskiego Ładu: ulgę na renowację pałacyku. Po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że Daniel Obajtek jest wizjonerem biznesu — on kupował dworki jeszcze zanim stało się to programem PiS.
    Obóz władzy musi się mierzyć z jeszcze jednym zagrożeniem — utratą większości. Ważą się losy powołania komisji śledczej ds. Pegasusa. Jarosław Kaczyński będzie odwlekał głosowanie, bo już nie tylko sojusznik PiS Paweł Kukiz domaga się powołania komisji. Być może PiS byłoby w stanie wygrać głosowanie z Kukizem wspieranym przez całą opozycję. Ale żeby to osiągnąć, cały sejmowy klub PiS musi być zmobilizowany. A pojawiają się pęknięcia — jednym z inwigilowanych Pegasusem był prawdopodobnie poseł PiS Jak Krzysztof Ardanowski, który stracił posadę ministra rolnictwa, gdy zadarł z Kaczyńskim. Ardanowski i jego 2-3 ludzie mogliby poprzeć komisję — a wtedy PiS przegra. Jako przestrogę PiS podsyca plotki zapowiadające efektowne aresztowania wokół ważnych polityków opozycji (choćby w sprawie rzekomej korupcji marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego), ale i władzy (w tym wśród ludzi Ardanowskiego).
    Nakazując Morawieckiemu poprawki w Polskim Ładzie i dyscyplinując posłów do odrzucenia komisji śledczej, Kaczyński bierze się także za bary z covidem. „Lex Kaczyński” — tak nazywana ustawa ma być receptą na pandemię. Pokrótce: pracodawcy będą mogli żądać od pracowników wyniku testu. Co wtedy, kiedy pracownik odmówi? Nadal będzie pracować na swym stanowisku. Za to „lex Kaczyński” wprowadza procedurę, wedle której w razie zarażenia innego pracownika, będzie on mógł żądać odszkodowania od swego kolegi, który nie pokazał testu — chodzi o maksymalnie 14 tysięcy złotych. Po drodze będzie pracodawca, wojewoda i sąd administracyjny — to oni będą musieli udowodnić, że człowiek bez testu był chory i zarażał.
    Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska z „Faktu” i Andrzej Stankiewicz z Onetu widzieli wiele głupich ustaw, ale tak głupiej nie widzieli nigdy.
    W tym wydaniu swego słuchowiska politycznego Burzyńska i Stankiewicz ujawniają także listę szczepionkowych kłamców. Chodzi zarówno o polityków PiS, którzy — wbrew linii rządu — się nie szczepią, skrupulatnie to ukrywając. A z drugiej strony — o tych na prawicy, którzy publicznie atakują szczepienia, a samemu, po cichu, nastawili się do zastrzyków. Prezes Kaczyński jest zaszczepiony, ale w jego otoczeniu jest paru znanych antyszczepów — Jacek Kurski, Antoni Macierewicz, Krystyna Pawłowicz. Jest także najważniejszy polski ksiądz, który otwarcie inspiruje ruchy antyszczepionkowe, a jednocześnie w tajemnicy nakłuwał się maksymalną ilość razy.

    #124 - Kukiz może pozbawić Kaczyńskiego władzy. Ziobro i Kamiński obnażeni Pegasusem

    #124 - Kukiz może pozbawić Kaczyńskiego władzy. Ziobro i Kamiński obnażeni Pegasusem

    Widmo komisji śledczej krąży nad obozem władzy. To za sprawą Pawła Kukiza, dla którego może to być najważniejszy koncert w życiu. Podpisując z Kukizem pakt o współpracy, szef PiS Jarosław Kaczyński był przekonany, że kupił jego duszę i głosy jego ludzi za czapkę gruszek — przyjęcie paru niezbyt istotnych projektów ustaw, które nie zagrażają rządom PiS.
    Ale śpiewając z Kukizem pieśni biesiadne po wielu kieliszkach trunków, Kaczyński nie zdawał sobie sprawy, że rockman ma jeszcze inne pasje. Jedną z nich są służby specjalne. Dlatego gdy na jaw wyszło — co przyznał sam Kaczyński — że władza kupiła superprogram do inwigilacji Pegasus, w Kukizie zawrzało. Postanowił doprowadzić do powstania komisji śledczej, która zbada i Pegasusa i stosowanie podsłuchów za poprzednich rządów. Początkowo politycy opozycji, zwłaszcza posłowie Platformy, wyśmiewali Kukiza, uznając, że działa w cichym porozumieniu z PiS, a komisja śledcza ma służyć ukryciu Pegasusa pod stertą spraw podsłuchowych z czasów rządu Tuska. Ale lider PO szybko pokazał, że znacznie lepiej od swych ludzi rozumie sytuację w obozie władzy — dał zielone światło na poparcie projektu Kukiza. To dlatego, że powołanie komisji śledczej w krótkiej perspektywie doprowadzi do rozpadu paktu Kukiza z Kaczyńskim, przypieczętowanego na śpiewnych biesiadach. To pierwszy zysk opozycji: bez ludzi Kukiza obóz władzy traci większość. A zysk drugi — sejmowa komisja śledcza to potężne narzędzie polityczne, które odpowiednio wykorzystane może wysadzić rząd PiS w powietrze. Kaczyński rozumie te ryzyka, dlatego próbuje przeciągnąć do PiS ludzi Kukiza, szuka także możliwości doprowadzenia do rozłamu w PSL i skaperowania paru ludowców.
    Kaczyński robi jednocześnie wszystko, aby przejąć władzę w Najwyższej Izby Kontroli. Kierujący NIK zbuntowany pisowiec Marian Banaś ewidentnie stara się pomóc opozycji. W sprawie Pegasusa odtajnia niejawne dokumenty kontrolne, które kompromitują ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. To ich ludzie kupili ten agresywny program do inwigilacji, nieudolnie maskując to, że zakup został dokonany z pieniędzy, które powinny zostać przeznaczone na pomoc ofiarom przestępstw. Na razie dokumenty NIK dostała opozycyjna komisja badająca Pegasusa w Senacie. Senackiej, bezzębnej komisji Kaczyński obawiać się nie musi. Prawdziwe ryzyko to komisja sejmowa, która ma uprawnienia śledcze — tak jak prokuratura. W obliczu buntu Kukiza, Kaczyński próbuje zbudować większość nie tylko do zablokowania takiej komisji, ale także do uchylenia immunitetu Banasiowi. CBA i prokuratura zarzucają szefowi Najwyższej Izby Kontroli ukrywanie majątku, a uchylenie immunitetu Kaczyński chce wykorzystać, by zawiesić Banasia i na czele NIK postawić swego nominata. Komisja śledcza i Banaś — to dla Kaczyńskiego śmiertelnie niebezpieczny tandem.

    Logo

    © 2024 Podcastworld. All rights reserved

    Stay up to date

    For any inquiries, please email us at hello@podcastworld.io