Logo

    Zakorkowani

    Jeżeliby zsumować nasze doświadczenia w Korei byłoby tego prawie aż piętnaście lat. To sporo czasu biorąc pod uwagę, że jest nas tylko dwoje. Oboje w Korei studiowaliśmy, oboje pracujemy dla koreańskich korporacji i oboje cieszymy się życiem wśród bliskich o skośnych oczach. Dużo też o Korei piszemy. Od 2003 roku Anna prowadzi bloga „W Korei i nie tylko”, na podstawie którego wydana została książka pt. „W Korei”. Leszek prowadzi dwa blogi: jeden kulinarny „Korea na wynos” i jeden traktujący o koreańskiej rzeczywistości „Yellowinside”. Teraz przyszedł czas na audycję „Zakorkowani”. Będziemy w niej „odkorkowywać” Kraj Porannego Spokoju poruszając od najbardziej błahych po te bardziej kontrowersyjne tematy. Podzielimy się również naszymi osobistymi doświadczeniami. Gorąco zapraszamy do słuchania, komentowania i rozpowszechniania „Zakorkowanych”. Mamy nadzieję, że wzbudzimy w naszych Słuchaczah co najmniej tyle żaru, ile ta audycja wzbudza w nas samych. ______________________________________ Prowadzący: Anna Sawińska i Leszek Moniuszko Logo: Yeongkeun Jeong (www.yeongkeun.com) Jingle: Kaja Kraska (www.facebook.com/FloePl)
    pl38 Episodes

    People also ask

    What is the main theme of the podcast?
    Who are some of the popular guests the podcast?
    Were there any controversial topics discussed in the podcast?
    Were any current trending topics addressed in the podcast?
    What popular books were mentioned in the podcast?

    Episodes (38)

    Język koreański

    Język koreański
    „Drut kolczasty” – tak niektórzy Polacy opisują swoje wrażenia jeżeli chodzi o wygląd koreańskich sylab. Drut kolczasty kojarzy się też z czymś trudnym bądź nawet niemożliwym do przebycia i w tym ujęciu skojarzenie to w pełni odzwierciedlać może męki uczących się tego języka. Nic dziwnego – język koreański uważany jest za jeden z najtrudniejszych języków na świecie.   Król Sejong sfromalizował reguły języka koreańskiego w 1443 roku z nadrzędnym celem spopularyzowania go wśród ludzi, którzy nie mieli dostępu do edukacji. O ile nauka alfabetu, czy wymowy nie sprawia większych trudności, to struktura zdań, liczne formy i zwroty grzecznościowe, bazowanie na zapożyczeniach z języka chińskiego oraz brzmienie słów, które nie ma żadnego punktu odniesienia mogą już być dla Europejczyka pewnym wyzwaniem. Koreański to też język niezwykle kompaktowy, w którym nawet emocje można wyrazić określoną zasadą gramatyczną. Dla wielu to mowa bardzo sucha, może nawet skostniała. Jej reguł należy stosować w perfekcyjny sposób, w przeciwnym razie ryzykuje się zupełny brak zrozumienia. Znajomość koreańskiej kultury również wydaje się na tym tle nieodzownym wymogiem. Czy doskonałe władanie językiem koreańskim jest więc możliwe? Jak nauczyć się języka koreańskiego? Czy koniecznie trzeba iść na koreanistykę? Na to i na wiele innych pytań odpowiadamy w załączonej audycji.

    Niepełnosprawni w Korei.

    Niepełnosprawni w Korei.
    Jedną z najpoważniejszych kwestii społecznych, której Korea będzie musiała stawić czoła już niedługo jest szybkie starzenie się społeczeństwa (przewiduje się, że w roku 2030 24% Koreańczyków będzie miało więcej niż 65 lat) – wynik bardzo niskiego przyrostu naturalnego i wydłużającej się średniej długości życia mieszkańców tego kraju. Oprócz fundamentalnego problemu finansowania emerytur punktem zapalnym staje się w tej sytuacji również pomoc rządowa dla tych, którzy wraz z postępem wieku stają się mniej sprawni fizycznie i psychicznie (szacuje się, że 91 % przypadków niepełnosprawności pojawia się w wieku późniejszym na skutek choroby lub wypadku). Obecnie już 38,1% niepełnosprawnych to ludzie ponad 65-letni, a 32,1% to osoby w wieku 50-64 lata. Sytuacja niepełnosprawnych w Korei nie jest godna pozazdroszczenia. Mocno okrojona opieka socjalna, której zakres bazuje na odgórnej kategoryzacji stopnia upośledzenia, nie pozwala osobom niepełnosprawnym na niezależność. Sektor prywatny również umywa ręce od odpowiedzialności wybierając raczej płacenie umownych kar za nieprzestrzeganie kwot zatrudnienia niepełnosprawnych, niż dostosowywanie środowiska pracy pod specyficzne wymagania tej grupy osób. Dlatego też w Korei większość niepełnosprawnych (86,7%) całkowicie zdanych jest na swoje rodziny.   Niestety zdarza się, że nawet wśród najbliższych osoba niepełnosprawna nie może liczyć na zbyt wiele. Niepełnosprawność w rodzinie traktowana jest często przez Koreańczyków jako powód do wstydu, a nawet ciążące na famili przekleństwo. Do dziś niepełnosprawność tłumaczona jest bowiem przez niektórych jako wynik grzechów popełnianych w poprzednim wcieleniu lub działanie złych duchów. Wszelka ułomność lub odchylenie od tego, co powszechnie przyjęte jest za „normalne”, skrupulatnie jest więc ukrywane, żeby tylko nie zaszkodzić pozostałym członkom rodziny, którzy starają się wspiąć na wyższy szczebel koreańskiego społeczeństwa. W kraju, gdzie fizyczna perfekcja jest celem samym w sobie osoby niepełnosprawne wzbudzają strach, zamiast zrozumienia odnajdują jedynie odrzucenie. Wiele osób wybiera więc dobrowolną izolację, często nawet w specjalnie utworzonych enklawach, czego dobrym przykładem może być wioska Kkotteongnae Jeszcze kilkanaście lat temu na ulicach Korei niepełnosprawnych praktycznie nie było widać. Dopiero po roku 2000 koreańska administracja rozpoczęła przebudowę infrastruktury oraz inwestycje w usprawnienie komunikacji miejskiej tak, żeby ułatwić osobom niepełnosprawnym poruszanie się. Do tego doszły różnego rodzaju ulgi takie jak na przykład darmowy transport publiczny, kształcenie zawodowe, edukacja, czy kupony na rehabilitację. Rząd dopłaca również niepełnosprawnym do opłat parkingowych, czy autostradowych, rejestracji auta (niepełnosprawni mają prawo do zakupu pojazdów napędzanych LPG), rachunków za elektryczność, a nawet współpracuje z sektorem prywatnym w celu wypracowania zniżek na usuługi internetowe i telefoniczne, a nawet na bilety lotnicze.     Ciągle jednak to nie wystarcza. Żebrzący niepełnosprawni to dosyć częsty widok w koreańskim metrze (szczególnie osoby niedowidzące i niewidome) oraz na bardziej zaludnionych ulicach (osoby pozbawione nóg, które poruszają się na specjalnych „deskorolkach"). Co roku mają miejsce demonstracje niepełnosprawnych, którzy protestują przeciwko biurokratycznej klasyfikacji upośledzeń oraz stygmatyzacji swojej grupy w koreańskim społeczeństwie. Największym problemem wydaje się właśnie to drugie – automatyczne wyjęcie poza nawias pełnowartościowych członków społeczeństwa, wymuszona izolacja, spowodowana zwykłą obojętnością tych, których los nie doświadczył w podobny sposób.

    Co Koreańczycy robią inaczej? (cz.3)

    Co Koreańczycy robią inaczej? (cz.3)
    W trzecim i ostatnim odcinku cyklu audycji pt. “Co Koreańczycy robią inaczej?” opowiadamy o tym, jak mieszkańcy Kraju Porannego Spokoju zachowują się:   za granicą (podczas wyjazdów służbowych, ale też i podczas dłuższych pobytów na obczyźnie) w czasie uprawiania swoich ulubionych sportów (sala gimnastyczna, góry, rowery, camping) w odpowiedzi na upały, deszcze monsunowe, mrozy podczas zawierania związków małżeńskich.   Przybliżymy również odrobinę tematykę problemów językowych, z jakimi borykają się i Koreańczycy (angielski) i obcokrajowcy (koreański), a także wspomnimy o kilku ciekawszych systemach miar stosowanych w Korei, sposobie określania wieku, ciąży itp.   Zapraszamy do dyskusji!

    Co Koreańczycy robią inaczej? (cz.2)

    Co Koreańczycy robią inaczej? (cz.2)
    W drugiej części cyklu naszej audycji na temat tego, co Koreańczycy robią inaczej, zwracamy uwagę na zadziwiające zwyczaje w następujących kategoriach / miejscach: praca (będzie trochę o pierdzeniu, hemoroidach i chowaniu się przed fruwającymi paznokciami) restauracja (wytłumaczymy między innymi, dlaczego ludzie stosują przemoc fizyczną przy płaceniu rachunków) toaleta (wyjaśnimy dla przykładu, dlaczego na sedesach można czasem zobaczyć odciski butów) życie codzienne (ujawnimy, dlaczego w czasie robienia zdjęć Koreanki wypychają obcokrajowców do przodu i o co chodzi ze znakami "Victory"... oraz wiele innych) Jak zwykle zapraszamy naszych Słuchaczy do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami!

    Co Koreańczycy robią inaczej? (cz.1)

    Co Koreańczycy robią inaczej? (cz.1)
    Najprostsza odpowiedź – praktycznie wszystko. W pierwszej części cyklu naszej audycji na temat tego, co Koreańczycy robią inaczej, wybieramy co lepsze kąski z następujących dziedzin: zabawy koreańskich dzieci gestykulacja zachowanie w domu świąteczne prezenty zachowanie w windzie zachowanie w metrze zachowanie w sklepie jazda samochodem   Drogowy robot na jednych z autostrad w Korei   Jedna z popularniejszych zabaw dzieci i młodzieży w Korei.   Zapraszamy naszych Słuchaczy do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami!

    Podejście Koreańczyków do zwierząt.

    Podejście Koreańczyków do zwierząt.
    W Korei posiadanie zwierząt, szczególnie malutkich psów, stało się w pewnym momencie bardzo popularne. Moda, jak to moda, potrafi być jednak bezwzlgędna i tak jak modelki muszą czasem chodzić w niestworzonych ubraniach i butach na makabrycznie wysokim obcasie tak i zwierzęta w Korei przejść musiały fazę koloryzacji sierści, wymyślnych fryzur, ubranek Supermana, a nawet malowania pazurków. Szczególnie pieski stały się nie tylko obiektem, na którym testowano swój modowy gust, ale również ważnym akcesorium w markowej torebce znudzonych koreańskich dam. W Korei psy również się jada, mimo że sprzedaż mięsa z psa jest tutaj zabroniona. Psina serwowana jest w specjalnych restauracjach, najczęściej w formie zupy zwanej  bosintang i w smaku bardzo przypomina wołowinę. Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest codzienny posiłek Koreańczyka, a rzadki specjał, na który chodzi się szczególnie w okresie upałów (Koreańczycy wierzą, że mięso z psa ogranicza aktywność gruczołów potowych). Do tego nie każdy Koreańczyk jest w stanie psinę skonsumować – istnieją Koreańczycy, którzy mięsa psa nigdy nawet nie tknęli. Zwolennicy jedzenia psów twierdzą, że to koreańska tradcyja i nie ma w tym nic bardziej gorszącego od jedzenia wieprzowiny, czy wołowiny. Tym bardziej, że do uboju przeznaczane są specjalnej rasy psy hodowlane. Rzeczywistość wygląda jednak mniej różowo, bo rynek ten ciągle pozostaje w Korei prawnie nieuregulowany. Szczególnie chodzi tutaj o traktowanie zwierząt – kontrowersyjny sposób uboju przez powieszenie (często na oczach innych czworonogów), jak i hodowli w ciasnych klatkach, wśród zwłok innych psów itp. Niekiedy w wiadomościach pokazywane są naloty na tego rodzaju farmy i aż serce staje w gardle na widok panujących tam warunków.   Psy to oczywiście nie jedyni towarzysze człowieka. W Korei jednak wiele osób obawia się kotów, szczególnie ich wąskich jak u węża oczu, syku i możliwości zadrapania ostrymi pazurami. Koreańczycy uwielbiajacy koty i ich niezależny charakter są zdecydowanie w mniejszości. Obok psów i kotów Koreańczycy, jak wiele ludzi na świecie, hodują rybki, chomiki, jaszczurki itp. Stosunku Koreańczyków do zwierząt nie można przyrównywać do tego, jak ludzie na Zachodzie potrafią rozumieć więź między człowiekiem i swoim podopiecznym. Wystarczy zdać sobię sprawę, że w Korei nawet ludzie mają rygorystycznie przypisany szczebelek w hierarchii społecznej, od którego zależy sposób ich traktowania. Stąd zwierzę to przede wszystkim pokarm, a dopiero potem towarzysz życia, choć zawsze taki, który musi być absolutnie podległy widzimisię swojego właściciela. A zdarza się, że to „widzimisię” pozbawione jest wszelkiej wrażliwości...

    Koreańska sauna

    Koreańska sauna
    Zdrowie to obok pieniędzy jedna z najważniejszych wartości w życiu przeciętnego Koreańczyka. Uprawianie sportu, dobre odżywianie się, dbanie o higienę to swoiste panaceum na koreański tryb życia w rytmie „ppalli, ppalli” („szybko, szybko"), ciągłe współzawodnictwo oraz ogromne ilości spożywanego alkoholu. Koreańska sauna jest czymś co łączy osobistą higienę, do której Koreańczycy przywiązują ogromną uwagę oraz filozofię zdrowego życia. Koreańska sauna, czyli jjimjilbang („jjimjil” – kapiel w parowa, „bang” – pokój) to wielka przestrzeń, która zazwyczaj podzielona jest na część koedukacyjną oraz na osobne pomieszczenia dla mężczyzn i kobiet – w Korei jedynie ten odseparowany obszar określa się mianem „sauna”. Sauna jest więc w koreańskim ujęciu częścią składową „jjimjilbangu” i z tego powodu pytanie „idziemy na saunę?” może wydać się Koreańczykowi dziwne jeżeli zadane jest podczas rozmowy pomiędzy mężczyzną i kobietą. Koreański jjimjilbang można znaleźć na każdym kroku. Najczęściej znajdują się one w prostych przyosiedlowych budynkach i zapewniają niezbędne minimum: w części wspólnej - kilka pokoi parowych, w tym jeden bardzo gorący i jeden „tematyczny” (np. z solą, albo ze ścianami wyłożonymi minerałami), restaurację, telewizor; w części przeznaczonej dla każdej płci – suchy i mokry pokój parowy, jacuzzi z gorącą wodą lub kąpiele „tematyczne” (np. w zielonej herbacie lub bani z drewna), niewielkie baseniki z zimną wodą i jeszcze mniejsze z lodowatą, bicze wodne, usługi masażu. Wizyty w jjimjilbangu, szczególnie w weekendy, to rytuał. Do osiedlowych saun chodzi się często z rodzinami, jest to forma wspólnego spędzania czasu, wspólnego odpoczynku. Niektórzy spędzają tam całą noc (do spania przeznaczone są specjalne pomieszczenia), co wychodzi o wiele taniej niż nocleg w jakimkolwiek hotelu. W załączonej audycji opowiadamy w szczegółach o wyglądzie koreańskego jjimjilbangu, sposobie jego funkcjonowania, ale również o zachowaniach Koreańczyków, które przybysza z zagranicy mogą wprawić w prawdziwe osłupienie.

    Narodziny dziecka w Korei

    Narodziny dziecka w Korei
    W Korei wejście w związek małżeński jest niemal równoznaczne z koniecznością wydania na świat potomka. Jest to kolejny etap, jaki każdy Koreańczyk musi przejść, żeby zostać uznanym za pełnoprawnego członka tego wymagającego społeczeństwa. Młodzi ludzie w okolicach trzydziestki przeżywają ogromny stress ze strony rodziców, współpracowników i ludzi całkiem postronnych, którzy ciągle wypytują się o datę ślubu. Na osobę, która w okolicach 35 lat jest jeszcze wolna, patrzy się już w pdejrzany sposób – coś na pewno musi być z nią nie tak, skoro nikt nie chciał się z nią związać. Jakiś czas po ślubie rozpoczynają się najpierw delikatne, a potem coraz bardziej natarczywe pytania o dzieci – znowu od rodziców, teściów, szefów, sąsiadków i od kogokolwiek, kto się akurat nawinie. Stąd też bezdzietne związki w Korei praktycznie nie istnieją, chyba że są to pary, które z różnych względów nie mogą zajść w ciążę. To oznacza, że wydanie potomstwa na świat to ciągle w Korei niepisany obowiązek kobiety.  Mimo to liczba dzieci przypadająca na jedną kobietę w Korei wyniosła w 2013 roku jedynie 1,24 (Polska: 1,32). Bezdzietne kobiety w Korei (przeważnie singielki) lub takie, które mają tylko jedno dziecko to coraz częstsze zjawisko. W ostatnich latach widać bardzo duże odejście od tradycji wielodzietności, dzięki której miało się pewność, że przynajmniej część potomstwa przeżyje, a tym samym rodzice będą mieli zapewnioną spokojną starość. Dzieci już w coraz mniejszym stopniu uważa się za inwestycję w swoją własną przyszłość. Koreańczycy stają się stopniowo pod tym względem coraz bardziej niezależni. Dotyczy to  zarówno rodziców, którzy na wszelkie sposoby próbują zabezpieczyć się finansowo, ale także i przez dzieci, które wzorem Zachodu nie chcą już utrzymywać swoich rodziców, a inwestować w samych siebie lub własne potomstwo. Niski przyrost naturalny to również wynik postępującej emancypacji Koreanek, ponieważ coraz więcej kobiet pragnie się realizować zawodowo czy też robić coś poza wyłącznym zajmowaniem się gospodarstwem domowym. Do tego dochodzą względy pragmatyczne – edukacja dzieci w Korei jest niesamowicie kosztowna. To kobieta odpowiada też za wychowanie oraz jakość wykształcenia swoich pociech, a przy dwójce i większej liczbie dzieci rachunek plusów i minusów jest jasny – lepiej, żeby kobieta pozostała w domu.  W załączonej audycji „Zakorkowani” rozmawiają nie tylko o przyczynach niskiego przyrostu naturalnego w Korei, ale również o niesamowicie ciekawych wierzeniach oraz obyczajach Koreańczyków praktykowanych w czasie ciąży, podczas połogu oraz po porodzie. Opowiadamy również ze szczegółami o tym, jak poród w Korei wygląda i ile kosztuje.
    Zakorkowani
    plAugust 04, 2014

    Co warto zobaczyć w Korei poza Seulem?

    Co warto zobaczyć w Korei poza Seulem?
    W 2012 roku aż 11,1 mln turystów odwiedziło Koreę Południową plasując ją na 20 miejscu najliczniej odwiedzanych krajów na świecie (przypomnijmy, że Korea jest terytorialnie 3 razy mniejsza niż Polska). Większośc turystów przybywa z Japonii, Chin, Hong Kongu, USA i Tajwanu. Popularność Korei ma znaczny związek z „hallyu”, czyli „koreańską falą”, która w ostatnich latach całkowicie zalała Azję, ale również i rozpowszechniła Koreę na Zachodzie. To właśnie dzięki kulturze masowej (K-pop, K-drama itp.) Korea urosła do miana jednego z  najbardziej atrakcyjnych miejsc w Azji pod względem turystycznym.  Większość odwiedzających Koreę ogranicza swój pobyt do Seulu. To w stolicy można doświadczyć energii znanej z koreańskich oper mydlanych, otrzeć się o luksusowy tryb życia Koreańczyków, dobrze się zabawić, ale również i zobaczyć kilka miejsc o znaczeniu historycznym. Żeby jednak uzupełnić swój obraz Korei na pewno warto wyjechać poza wielkie miasta, udać się w góry, do małych wsi i miasteczek. Szczegółnie w południowej części Półwyspu zasmakować można prawdziwej koreańskiej tradycji, różnych regionalizmów (język, kuchnia, lokalna kultura), to tam również zachowała się jeszcze piękna natura. Nie można pominąć też pozostałych prowincji Korei, bo w każdej z nich odnaleźć idzie coś inspirującego. W dzisiejszej audycji chcielibyśmy polecić te punkty na koreańskiej mapie, które sami mieliśmy okazję odwiedzić, i które naszym zdaniem mogą przysporzyć podróżnikom wielu niezapomnianych wrażeń.

    Co warto zobaczyć w Seulu?

    Co warto zobaczyć w Seulu?
    W Korei przez dziesiątki lat dominował gospodarczy pragmatyzm, który wszelkie próby artystycznego rozwoju spychał na boczny tor. Dopiero w latach postmodernizmu (1986-2005) do głosu doszła potrzeba rozwoju kulturalnego społeczeństwa. Wtedy właśnie zaczęły powstawać muzea i inne ośrodki sztuki, których  wygląd w dużej mierze bazował na architekturze Nowego Yorku lub Chicago. Ciągle jednak zintegrowane planowanie urbanistyczne, estetyka konstrukcji czy architektoniczna indywidualność nie były postrzegane jako atrybut, ale raczej jako niepotrzebny zbytek. W okresie tym różnorodność architektoniczna Seulu podyktowana została raczej pomysłowością właścicieli małych sklepów odzieżowych, kafejek, barów czy restauracji niż kontraktami sponsorowanymi przez instytucje rządowe, finansowe bądź społeczność korporacyjną. Stąd Seul w wielu miejscach to wizualnie raczej średnio interesujące miasto z kwadratowymi kolubrynami budynków, identycznie wyglądającymi blokami mieszkalnymi i gęstą siecią autostrad. Seul, jak przystało na stolicę jednej z największych potęg gospodarczych na świecie, zaczyna jednak powoli przeobrażać się z brzydkiego kaczątka w śnieżnobiałego łabędzia. Wizerunek Seulu jako atrakcyjnego miejsca i do cełow turystycznych, i do zwykłego życia stanowi bardzo ważny punkt w programie każdego szanującego się polityka. W ostatnich latach podjęto kilka znaczących prób urbanistycznej odnowy i upiększania stolicy. Do ważniejszych projektów z szeregu ekologicznych należy zaliczyć reaktywację w 2005 roku prawie sześciokilometrowego strumienia Cheonggye (Cheonggyecheon) w centrum Seulu, który pokryty był asfaltem od roku 1968, oraz oddanie do użytkowania w tym samym roku ogromnego terenu parku „Seoul Forest”. Seul stara się być miastem bardziej zielonym, bardziej przyjaznym środowisku i zdrowiu jego mieszkańca. Również korporacje koreańskie, wzorując się na coraz bardziej przykuwających oko przedstawicielstwach firm zagranicznych, starają się nadążyć za trendem, jeżeli nie decydując się na zmianę swoich siedzib to przynajmniej przeprowadzając okresowe happeningi mające na celu wizualne urozmaicenie urbanistycznego pejzażu Korei. W załączonej audycji „Zakorkowani” podpowiadamy, jak zorganizować sobie niezapomniany pobyt w Seulu. Każdy będzie mógł znaleźć coś dla siebie: pałace, świątynie i inne atrakcje związane z historią Korei, dzielnice, gdzie można się bawić się do upadłego, ulice zakupowe, gdzie będąc nieuważnym stracić można fortunę. Polecamy również wyprawy w piękne góry wokół Seulu, ale także i inne miejsca, gdzie w krótkim czasie można dojechać metrem lub autobusem. W naszej audycji nie brakuje też informacji praktycznych np. o zakwaterowaniu lub środkach transportu przygotowanych specjalnie dla obcokrajowców.

    Koreańska opieka medyczna

    Koreańska opieka medyczna
    Koreański system opieki zdrowotnej jest dosyć dobrze przemyślany (strukturą przypomina model kanadyjski), ale też i przyjazny pacjentowi. Każda osoba może udać się do dowolnego specjalisty bez konieczności pierwszego kontaktu z lekarzem ogólnym. Przystępność systemu powoduje, że Koreańczycy chodzą do lekarza bez większych oporów, a regularna kontrola pozwala z kolei na wczesne wykrywanie również tych groźniejszych chorób. W szczególności sytuację taką ułatwia świetnie rozbudowana infrastruktura medyczna. Obok szpitali ogólnych istnieją wyspecjalizowane kliniki, które można znaleźć praktycznie na każdym kroku. Nie są to przychodnie jakie znamy w Polsce, ale niewielkie pomieszczenia zlokalizowane gdzieś na piętrze zwykłego budynku. Mamy więc klinikę chorób wewnętrznych, ortopedę, ginekologa, dermatologa, okulistę (zwykłe badanie oczu można też zrobić za darmo u sprzedawcy okularów). Pacjenci w Korei nie muszą też obawiać się o jakąkolwiek biurokrację. Większość formalności jest załatwiana na linii Narodowy Fundusz Zdrowia - lekarz. System opieki stoi na bardzo wysokim poziomie szczególnie jeżeli chodzi o okulistykę, operacje kręgosłupa, serca, operacje plastyczne, leczenie bezpłodności, czy dentystykę. Wysokiej klasy sprzęt, ale również umiejętności lekarzy (przynajmniej tych polecanych) powodują, że turystyka medyczna to obecnie jedna z prężniej rozwijających się gałęzi koreańskiej gospodarki. Lekarze w Korei, choć zwykle bardziej zamożni od większości społeczeństwa, nie zbijają jednak kokosów. Związane jest to z tym, że cennik usług medycznych jest ściśle regulowany przez NFZ. Lekarze mogą więć zwiększyć swoje zyski na trzy główne sposoby: 1) zbadać więcej pacjentów, 2) polecać zabiegi droższe lub takie, których NFZ nie pokrywa, 3) znaleźć inne sposoby na większy zarobek – na przykład polecanie zakupu leków w określonej aptece i otrzymywanie z tego tytułu odsetek od sprzedaży. Tego rodzaju podejście wysławiło Koreę, jako kraj, gdzie dokonuje się „pięciominutowej diagnozy”, 43% wszystkich narodzin to cesarki na życzenie, a jej mieszkańcy są niezwykle uodpornieni na antybiotyki. Oprócz państwowej i prywatnej opieki medycznej pracownicy korporacji mogą zawsze liczyć na częściowe dofinansowanie leczenia przez firmę, albo wspomogę w ramach kopertowej zbiórki współpracowników. Pieniądze nie są więc chyba większym problemem. Niestety w Korei kuleje relacja lekarz-pacjent, z czym wielu obcokrajowców ma dosyć duży problem. Lekarze stawiają diagnozy z szybkością karabinu maszynowego i czasem nie można się do końca połapać, na co się właściwie zachorowało. Trzeba być bardzo asertywnym, w przeciwnym razie lekarze bezpardonowo potrafią dać do zrozumienia, że wizytacja dobiegła końca i dzięki zapraszającemu uśmiechowi pielęgniarki umiejętnie wypchnąć za drzwi.

    Religia w Korei

    Religia w Korei
    http://blogroku.pl/2014/kategorie/religia-w-korei-pol-udniowej,cpu,tekst.html   Koreańska konstytucja określa Kraj Porannego Spokoju jako państwo pozbawione oficjalnej religii oraz zabrania głowie państwa wyróżniania którejkolwiek z nich. Taki zapis nie dziwi w kraju, w którym dominują bezwyznaniowcy (46.5%) a pozostała część narodu charakteryzuje się dosyć wysokim poziomem pluralizmu religijnego.    Teoria teorią a jak to zwykle bywa praktyka wygląda trochę inaczej. Od ponad dekady konflikt pomiędzy szybko rosnącą rzeszą chrześcijan (szczególnie katolików) a buddystami nabiera rozmachu – dochodzi nawet do aktów wandalizmu oraz podpaleń świątyń buddyjskich, choć ma to raczej podłoże polityczne niż społeczne. Mówi się, że podczas wyborów prezydenckich w 2008 roku, które doprowadziły do władzy Lee Myeong Baka, bardzo dużą rolę odegrała propaganda i finansowe wsparcie Kościoła protestanckiego (tutaj mała adnotacja, że w Korei często mylnie stawia się równoważnik między chrześcijaństwem i protestantyzmem, traktując katolicyzm jako osobne wyznanie). Niektórzy zarzucają urzędującemu prezydentowi obstawienie najważniejszych miejsc w rządzie w oparciu o rekomendacje pochodzące bezpośrednio od wspólnoty chrześcijańskiej. Lee Myeong Bak dosyć wymownie zamanifestował swoją przynależność religijną w roku 2011 klękajac na polecenie duchownych chrześcijańskich w czasie „narodowej modlitwy”, czym wywołał ogromne oburzenie w większości irreligijnego przecież społeczeństwa koreańskiego. Buddyści oskarżają administrację Prezydenta Lee o celowe pomijanie świątyń buddyjskich w rządowych systemach informacyjnych, ignorowanie postulatów zgłaszanych przez mniejszościowe ośrodki wyznaniowe przy jednoczesnym faworyzowaniu społeczności chrześcijańskiej. Wobec powyższego Park Geun Hye, obecna Prezydent Korei Południowej, podczas wyborów dosyć dyplomatycznie podkreślała swoją bezwyznaniowość. Tysiące lat temu Koreańczycy opierali swoją duchowość na przesłaniach płynących z mitów oraz szamanizmie, który szczątkowo ciągle praktykowany jest na wyspie Jeju, z niektórymi jego elementami obecnymi też w codziennym życiu przeciętnego Koreańczyka (np. rytuał „gosa” lub wróżenie na podstawie daty urodzin i imienia). Pierwszą postawą religijną w koreańskim społeczeństwie był buddyzm, który przywędrował do Korei z Chin już w IV wieku. Religia ta rozkwitała za panowania dynastii Silla (57 p.n.e.- 936) i Goryeo (936-1392), natomiast okres jej świetności zaczął załamywać się z nadejściem dynastii Jeoson (1392-1897), ponieważ nowa klasa rządząca stawiała buddyzm w opozycji do konfucjanizmu, fundamentu filozoficznego, na którym opierała swoje rządy. Od samych początków doktryna Konfucjusza była bardziej ideologią polityczną niż luźną filozofią życiową i jako taka miała służyć określonym celom panującej dynastii Joseon – stąd konfucjanizm koreański jest bardziej wyrazisty od swojej czystej, chińskiej postaci rozumianej jako pewna myśl filozoficzna i często mylony jest z religią. Za sprawą misjonarza z Chin, jeszcze za czasów dynastii Joseon w XVII wieku, na Półwyspie pojawił się również katolicyzm. Wyznawcy tej wiary byli bezlitośnie prześladowani przez rządzącą dynastię z powodu odmowy przeprowadzania rytuałów związanych z kultem przodków, jednego z fundamentalnych nakazów konfucjanizmu. W tym okresie wielu katolików straciło życie w obronie swojej wiary (w 1984 roku za swoją męczeńską śmierć 103 osoby zostały kanonizowane przez Jana Pawła II). Mniej więcej w tym samym czasie, bo w 1884 roku, do Korei zawitał też protestantyzm (sukces w rozpowszechnianiu swojej religii odnieśli przede wszystkim prezbiterianie). Ciekawa wydaje mi się też historia islamu w Korei. Za okupacji japońskiej (1910-1945) Koreańczycy wysyłani byli do Mandżurii jako przymusowi pracownicy skąd wracali nawróceni już na wiarę Allaha. Prawdziwy przypływ islamu datuje się jednak na lata 70-te XX wieku, po tym, jak wojska tureckie wkroczyły do Korei podczas wojny 1950-53 – już w roku 1970 powstał meczet w Hannam-dong w Seulu, a obecnie społeczność muzułmańską ocenia się na 100 000 osób (plus 40 000 robotników z Bangladeszu i Pakistanu).  W ostatnich latach znaczenie chrześcijaństwa w Korei – a w szczególności wiary katolickiej – konsekwentnie zwyżkuje. Koreańczycy zgodnie uznają rolę protestantyzmu i katolicyzmu w rozwoju historii Korei: pierwszemu przypisują organizację ruchu antyjapońskiego za czasów okupacji 1910-1945, drugiemu wspieranie przemian demokratycznych w kilkadziesiąt lat temu. Katolicyzm, wraz ze swoją diasporą koreańskich misjonarzy rozsianych po całym świecie (Korea jest drugim po USA krajem z największą liczbą misji religijnych), jest również powszechnie szanowaną religią za swoje zaangażowanie w akcje dobroczynne, sprzyjanie międzywyznaniowej komunikacji oraz respektowanie koreańskiej tradycji opartej na szamanizmie i konfucjanizmie. Oczywiście nie da się tutaj nie wspomnieć o zupełnych oszołomach, którzy cytują Biblię w metrze wrzeszcząc na cały głos (co jest irytujące zwłaszcza o poranku), czy na rogu ulicy przez megafony strzelają wiarą w przypadkowych przechodniów twierdząc, że jeżeli ci się natychmiast nie nawrócą to czeka ich jedynie piekło. Mieszkańcy Korei notorycznie muszą borykać się z naganiaczami wiary odwiedzających domy z garścią broszurek w dłoni – tego w Korei niestety aż za dużo. Niektóre z ośrodków biorą na cel obcokrajowców oferując im nawet pokaźną wspomogę finansową. Obecność cudzoziemców w szeregach danej religii lub sekty demagogicznie interpretowana może być bowiem jako jej uniwersalność. Kościoły protestanckie (te z żarzącymi się krwawo neonowymi krzyżami) i chrześcijańskie obrastają w całkiem pokaźne zaplecze finansowe coraz bardziej wpływając na politykę i gospodarkę kraju. Przynależność do kościoła przynosi też społeczną akceptację, która w kolektywnym społeczeństwie jest jednym z podstawowych fundamentów. Taka przynależność ma bardzo namacalny wymiar – wyznawcy mogą liczyć na dofinansowanie zagranicznych wycieczek, pomoc w razie nieszczęśliwego wypadku itd. Kościół w ten sposób zastępuje tradycyjną rolę, jaką do tej pory wykonywały wielkie korporacje (jaebole) w stosunku do swoich pracowników.     No Jesus = Hell na Myeong-dong w Seulu   W Korei mnoży się od piorących mózgi sekt, wcieleń Jezusa, mesjaszy, pomazańców bożych i tych, którzy Jezusa osobiście spotkali. Wystarczy chyba, że wspomnę o sekcie Moon Sun Myeonga i jego Kościele Zjednoczeniowy (Unification Church). Pana Moona Jezus zaszczycił podobno wizytą w latach 30-tych zeszłego wieku nakazując mu kontynuowanie swojego dzieła. Tak właśnie na rękach człowieka znikąd spoczęło uratowanie całego świata – Moon mianował się Mesjaszem (w Kościele Zjednoczeniowym Jezus nie jest uznawany za boga i stąd też nie można zaliczyć tego ruchu do religii chrześcijańskiej), ojcem całej ludzkości (jego żona była matką całej ludzkości). Religia ta trafiła na podatny grunt tuż po wojnie koreańskiej, kiedy to Koreańczycy zastanawiali się nad powodami swojej tragicznej historii, a jej szczyt rozkwitu to lata 70-te i 80-te XX wieku (wyznawcy dobrodusznie nazywani byli „Moonies”, czyli „Munistami” lub „Moonistami"). Obecnie zwolenników tego ruchu liczy się w setkach tysięcy w samej Korei i Japonii, z setkami milionów sympatyków na całym świecie. Na fali swojej popularności Moon zbudował ogromne imperium inwestując w przemysł chemiczny, farmaceutyczny, wydobywczy, a nawet zbrojeniowy – wszystko to według agendy religijnej. W Waszyngtonie, gdzie miał ogromne wpływy, założył „Washington Times”, a nawet zaproszony został do Senatu (popierał Republikanów), gdzie wśród prominentnych senatorów oświadczył, że rozmawiał z Józefem Stalinem i Adolfem Hitlerem. Ci, pod wpływem jego nauk, znaleźli nową siłę, żeby zadośćuczynić za swoje uczynki... Moon zasłynął też z masowego udzielania sakramentu małżeństwa. W 1995 roku za jednym pociągnięciem udzielił ślubu 360 000 parom. Warto dodać, że wielu z małżonków widziało się wtedy po raz pierwszy, a niektórzy z nich nie władali wspólnym językiem. Moon Sun Myeong zmarł w wieku 92 lat we wrześniu 2012. Religijny przekrój Korei to niesamowicie ciekawa macierz współistniejących w harmonii religii, tradycyjnych wierzeń, myśli filozoficznej oraz najróżniejszych sekt. Koreańczycy nie widzą sprzeczności w byciu chrześcijaninem, odprawianiu szamanistycznych rytuałów, namiętnym czytaniu Talmudu, czy życiu według konfucjonistycznych reguł. Bardzo często jest tak, że dzieci i rodzice mają odmienne wyznania – decyzja o swojej przynależności w tym zakresie należy od indywidualnych preferencji i w większości przypadków nikt takich wyborów nie kwestionuje. Obiekty religijne Koreańczycy traktują raczej jako narodowe dziedzictwo kulturowe niż miejsce konkurencyjnego kultu, który należy obchodzić wielkim łukiem. Przywódcy religijni często spotykają się ze sobą, nawiązując zdrowy dialog, a ci bez wyznania pozostawieni są samym sobie. Pod tym względem od Korei możnaby się wiele nauczyć...

    Technologia w życiu Koreańczyka (część 2)

    Technologia w życiu Koreańczyka (część 2)
    W Korei rozwój technologii to słowo-klucz przy dalekosiężnym planowaniu strategii gospodarczej kraju, ale nowinki technologiczne mocno wpływają nawet ną tę zwykłą, codzienną rzeczywistość Koreańczyków. Koreańczycy, nawet ci starszej daty, są bardzo ciekawi innowacyjnych rozwiązań i wykazują duży entuzjazm w stosunku do wszystkiego, co może im ułatwić życie – pod tym względem zupełnie nie obawiają się zmian. Korzystanie z najnowszych rozwiązań technologicznych świadczy również o statusie danej osoby.  Wszechobecność technologii widać przede wszystkim na ulicach miast. Czasem ma się wrażenie, że Koreańczycy nie są w stanie rozstać się ze swoim telefonem na dłużej niż jedną minutę. Nie chodzi tutaj jedynie o przeglądanie wpisów na portalach społecznościowych lub czytanie gazet, ale również o używanie smartfonu do przeprowadzania transakcji bankowych, robienia zakupów, planowania podróży po mieście, oglądania telewizji, używanie go jako środka płatniczego w sklepach, czy w transporcie publicznym. Koreańczycy chadzają ze swoimi smartfonami nawet do toalety, żeby uprzyjemnić sobie czas pokonując szczeble w kolejnej gierce, która na jakiś czas zdominowała ich umysły.  Powyższe uzależnienie to chyba uniwersalny, negatywny aspekt rozwoju technologii, ale są też takie, które faktycznie przyczyniają się do zwiększenia standardu życia w Korei. Za przykład wystarczy podać powszechność  wysokiej klasy sprzętu medycznego – w typowej opiece zdrowotnej, ale też i w dziedzinie chirurgii plastycznej, czy zapłodnień in vitro. Technologia ułatwia życie również w urzędach – w Korei kolejki są rzadkością;  w sklepach – gotówka jest coraz rzadziej używanym środkiem płatniczym bez względu na wysokość sumy do zapłacenia; w wyszukiwaniu i dojazdu pod wskazany adres – koreańska nawigacja i informacje, które zawiera nie mają sobie równych na całym świecie; w autoryzacji dostępu do osobistych informacji – jeden elektroniczny certyfikat gwarantuje dostęp do urzędu skarbowego, zakładu ubezpieczeń, banków i wszelkich innych oficjalnych instytucji.  Kolejna odsłona technologii w życiu Koreańczyka to ta, która raczej niż szacunek może wzbudzać rozbawienie. Wystarczy wspomnieć o najwymyślniejszych wynalazkach, które mają przydać koreańskim mężczyznom seksualnego wigoru, zapewnić odpowiednią aurę elektromagnetyczną wokół osoby, czy chociażby bez użycia skalpela powiększyć oczy przedstawicielek płci żeńskiej. Technologia to dla wymagającego koreańskiego klienta dobro oczywiste. Jest ona nieodzowną częścią elementu koreańskiej duszy, jakim jest współzawodnictwo – pozwala zoptymalizować czas, a przez to i efektywniej zaplanować dzień. Zaskakująca jest w tym wszystkim harmonia pomiędzy nowoczesnością, technologicznym postępem i kilkutysięczną tradycją, która ciągle jest w Korei strażnikiem dosyć konserwatywnych wartości.

    Technologia w życiu Koreańczyka (część 1)

    Technologia w życiu Koreańczyka (część 1)
    Przez nasze audycje wielokrotnie przewijał się wątek różnorodnych udogodnień komunikacyjnych oraz technologicznych, dzięki którym życie w Korei staje się zaskakująco wygodne. Przyjezdni aż przecierają oczy ze zdumienia, jak wiele rzeczy jest tutaj przemyślanych i stworzonych z myślą o człowieku. Osiadli tutaj obcokrajowcy tak przywykli do koreańskiego standardu życia, że trudno im sobie wyobrazić powrót do ospałego i biurokratycznego systemu w ich własnych krajach. Korea to również państwo, które w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat przeobraziło się z kraju trzeciego świata w liczącą się na arenie międzynarodowej gospodarkę gospodarczą, z największymi na świecie koncernami elektroniki użytkowej, przemysłu samochodowego i stoczniowego. Obecnie wysiłek rządu skupia się na eksporcie specyficznej koreańskiej popkultury i również ta strategia wydaje się odnosić bezprecedensowy sukces. Kilka charakterystycznych cech Koreańczyków powoduje, że nowe technologie i wszelkiego rodzaju nowinki znajdują tutaj bardzo podatny grunt. Koreański konsument to przede wszystkim innowator i wczesny naśladowca: są to ludzie młodzi, wykształceni, popularni wśród swojego środowiska, liderzy opinii. Pod pręgierzem zasady „ppalli, ppalli” („szybko, szybko") Koreańczycy dążą do ciągłej optymalizacji swojego czasu, a wszechobecna rywalizacja dalej ten wewnętrzny przymus podscyca. Technologia jest dla Koreańczyków ważnym narzędziem w pędzie po sprawniejsze funkcjonowanie w społeczeństwie. Posiadanie nowinek technologicznych to również kwestia statusu społecznego – Koreańczcy zmieniają swoje telefony jak zabawki. To wszystko powoduje, że Korea często traktowana jest jako pole testowe dla nowych technologii pod względem ich odbioru przez konsumenta. W załączonym odcinku audycji „Zakorkowani” przyjrzymy się, jakimi technologiami Koreańczycy uprzyjemniają sobie codzienną rzeczywistość. Zmierzymy się również z pytaniem, czy Koreańczycy faktycznie potrafią stworzyć coś nowego, czy może jednak przodują w optymalizacji tego, co już jest dostępne na rynku. Zapraszamy!

    Krótkie pytania do "Zakorkowanych"

    Krótkie pytania do "Zakorkowanych"
    Istnieją pytania, na które odpowiedzieć można w kilku słowach – nie potrzeba do tego godzinnej audycji. Stąd na fanpejdżu „Zakorkowanych” poprosiliśmy naszych Słuchaczy o zgłoszenie swoich pytań dotyczących koreańskiej rzeczywistości. Okazało się, że wątpliwości i nurtujących naszych Słuchaczy rzeczy jest bez liku. Oto niektóre z tych, na które „Zakorkowani” odpowiadają w załączonej adycji:   Co jest z tym zawiązywaniem sznurówek dziewczynom przez chłopaków i z noszeniem przez nich torebek swych wybranek? Jak w Korei wygląda sprawa powtórnego małżeństwa w przypadku osób rozwiedzionych bądź wdów i wdowców? Czy możecie coś opowiedzieć o pracy np. w szpitalu? w księgarni? w kawiarni? Czy pracownicy niekorporacyjni też mają jakieś niezwykłe rzeczy do odbębnienia (hwesiki itd.)? Czy imiona i nazwiska koreańczyków mają jakieś znaczenie? Jakie największe i najciekawsze zmiany zauważyliście na przestrzeni ostatnich lat w Korei? Ile o Polsce wie statystyczny Koreańczyk? Jakie są dzienne, miesięczne wydatki na życie w Korei, żyjąc na średnim poziomie? Na co może sobie Koreańczyk pozwolić, a na co nie ze swoich zarobków? Jakie jest podejście Koreańczyków do znaków zodiaku i grup krwi? Czy Koreańczycy często się uśmiechają? Czy Koreańczycy lubią czytać? Czy Koreańczycy lubią Chińczyków? Dlaczego wszyscy Koreańczycy śpią na podłodze skoro mają łóżka w domu?  Koreanki - jak je poderwać? Czy znacie kogoś kto nauczył się koreańskiego nie kończąc koreanistyki, kogoś kto nie wyjeżdżał do Korei, aby nauczyć się tego języka? Czy w Korei po użyciu papieru toaletowego nie wolno go spuszczać w sedesie? Czy to prawda że wielu Koreańczykow chce emigrować do Japonii? I jaki jest ich stosunek do Japończyków?    Po odpowiedzi na te i wiele innych pytań zapraszamy do kolejnego odcinka naszej audycji „Krótkie pytania do Zakorkowanych”!

    Koreański showbiznes

    Koreański showbiznes
    Współzawodnictwo to podstawa funkcjonowania koreańskiego społeczeństwa. Dla osiągnięcia określonego celu Koreańczycy zdolni są do niewyobrażalnych wyrzeczeń, walkę mają we krwi. Trend ten zauważyć można na uczelniach, w korporacjach, ale też i na co dzień np. w kolejce do metra, kiedy Koreańczyk potrafi wykorzystać nawet sekundę zawahania, żeby tylko wepchnąć się przed innego pasażera. Rywalizacja przyjmuje szczególnie zaciekłe oblicze w showbiznesie. W drodze do sukcesu młodzi Koreańczycy prawie że zaprzedają duszę diabłu, żeby zabłysnąć na firmamencie koreańskich gwiazd. Od małego ciężko trenują, poświęcając życie swojemu wyobrażeniu o sławie. W zamian za pięć minut rozgłosu rezygnują ze swojej osobowości dostosowując się do komercjalnych wymogów rynku – stąd w Korei względnie rzadko można spotkać niezależnych artystów przez duże „A”. Wiekszość to celebryci, którzy od czubka głowy po końce palców u nóg wystrojeni są w pióra i słowa sprzedających dany wizerunek wytwórni. Presja pomiędzy wychowankami jest ogromna, bo konkurencja o łaskę rządzących tym rynkiem jest naprawdę bardzo duża. Koreańczycy są niezwykle pracowici, ale też i ambitni, więc bardzo łatwo jedną osobę zastąpić drugą. Jest w czym przebierać, co powoduje, że pozycja negocjacyjna danego rekruta jest znikoma. Albo się dostosujesz, albo wypadasz z gry. Młodzi ludzie nie mają pojęcia, kiedy powiedzieć „dość” i sobie, i swoim opiekunom, co częściej niż na Zachodzie kończy się śmiercią samobójczą. Ludzie nie wytrzymują psychicznie rywalizacji, osiągają sukces, mają wszystko czego dusza zapragnie, ale nagle nie wiedzą, kim naprawdę są, bo takie przeszli pranie mózgu. Ich życie definiowane jest wsparciem fanów i nakazami managerów. Ktoś napisze zły komentarz i przeżywają dramat życiowy. Manager znajdzie nową kandydatkę na celebrytkę i nie wiadomo, co ze sobą od tej pory zrobić – następuje kryzys tożsamości. Samobójstwa związane są nie tylko z problemami natury duchowej, ale też i z wszechobecnym i – co gorsze – zorganizowanym wykorzystywaniem seksualnym, znęcaniem psychicznym, czy przemocą. Chyba można zaryzykować porównanie showbiznesu w Korei do niewolnictwa w jego nowoczesnej, bardziej zakamuflowanej formie. Przerażające jest to, że ludzie sami proszą się o swoje złote klatki i że my, jako beztrosko klaszcząca w rytm nowego klipu publiczność, na taki stan rzeczy przyzwalamy. O szczegółach koreańskiego showbiznesu „Zakorkowani” opowiadają w załączonej audycji. Zapraszamy.

    Służba wojskowa w Korei

    Służba wojskowa w Korei
    Służbę wojskową w Korei musi odbyć praktycznie każdy mężczyzna posiadająy obywatelstwo tego kraju. To koszmar dla każdego Koreańczyka głównie z tego powodu, że są to prawie dwa lata kompletnie wyjęte z życia. Plusem służby jest to, że ma się później o czym opowiadać przy kieliszku soju – niekiedy są to faktycznie zatrważające historie. Ci, którzy nie odbyli służby wojskowej, lub których służba polegała na odpracowaniu kilku lat w korporacji lub w bazie amerykańskiej traktowani są z pewnym pobłażaniem. Nie doświadczyli musztry, która z innych zrobiła „prawdziwych mężczyzn”.  Koreańska armia jest  szóstą co do wielkości armią na świecie (640 tys. żołnierzy i 2,9 mln rezerwistów), a jej szeregi wspomagane są przez wojska amerykańskie stacjonujące w Korei na bazie wojskowego układu sprzymierzeniowego SOFA z 1967 r. W 2012 r. wydano niebagatelne 30 mld dolarów na modernizację koreańskich sił zbrojnych, włączając w to marynarkę wojenną, której okręty budodwane są w lokalnych stoczniach. Najczęściej przytaczanymi argumentami za tego rodzaju inwestycjami jest bezpośrednie zagrożenie z Korei Północnej oraz konieczność przeciwstawiania się zapędom ze strony Chin i Japonii.  Pobór do wojska następuje w wieku 18 – 35 lat (w czasie wojny 18 – 45 lat), a od 2010 r. również kobiety otrzymały możliwość przystąpienia do tzw. Korpusu Szkolenia Oficerów Rezerwy (ROTC). Korea zajmuje 3 miejsce na świecie, jeżeli chodzi o długość służby wojskowej, tuż po Izraelu (3 lata) i Singapurze (22-24 miesiące). W przypadku wojsk lądowych i służb specjalnych jest to okres najkrótszy i wynosi 21 miesięcy. Najdłużej, bo od 26 do 36 miesięcy, trwa zawodowa służba cywilna lub służba zastępcza (praca w firmie lub administracji publicznej, w tym policji). Za uchylanie się od służby wojskowej grozi 3 lata więzienia, a w przypadku odmowy jej odbycia ze względu na przekonania religijne lub etyczne – 18 miesięcy (w latach 70 i 80-tych było to 7 lat!). Podejście koreańskiego społeczeństwa do tak długiej służby wojskowej jest jednoznaczne – większość opowiada się za skróceniem jej trwania, a nawet zniesieniem obowiązkowego poboru. Z drugiej strony, po wielu skandalach związanych z próbami uniknięcia wojska przez dzieci bogaczy lub celebrytów, Koreańczycy są bardzo wyczuleni na jednakowe pod tym względem traktowanie każdego z obywateli. Jakość służby wojskowej uzależniona jest od kilku czynników. Jednostki położone bliżej granicy z Koreą Północną pozostają w ciągłym stanie gotowości, co wiąże się z większą dyscypliną i zakresem obowiązków. Żołnierze z wyższym wykształceniem mogą liczyć na pracę biurową, a znajomość języka angielskiego może stać się przepustką do służby w bazach amerykańskich. Niestety co roku media podają informacje o różnego rodzaju incydentach, które mają miejsce w koszarach: od karygodnych nadużyć, przez samobójstwa, aż do morderstw w akcie zemsty. W załączonej powyżej audycji opowiadamy w szczegółach o służbie wojskowej w Korei, ale także o tym, jak wygląda dzień przeciętnego koreańskiego żołnierza. Zapraszamy do odsłuchania i komentowania.

    Ucieczka z Korei Północnej - wywiad (część 2)

    Ucieczka z Korei Północnej - wywiad (część 2)
    Na przełomie maja i czerwca 2013 roku cały świat obiegła informacja o aresztowaniu w Laosie uciekinierów z Korei Północnej. Władze Laosu zadecydowały, że dziewięć osób zostanie deportowanych do kraju, z którego mieli nadzieję wydostać się raz na zawsze. Niektóre media donosiły, że uciekinierzy przekonani byli, że celem ich podróży jest Korea Południowa – wyjeżdżali więc w przekonaniu, że w końcu uśmiechnęło się do nich szczęście. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej przygnębiająca – wylądowali na terenie Korei Północnej. Jakiś czas potem można było zobaczyć młodych Koreańczyków (15 – 23 lata) w północnokoreańskiej telewizji dziękujących swojemu liderowi za uratowanie z rąk wroga. Niektórzy płakali. Ich obecny lost jest nieznany. Istnieje obawa, że wykonana została na nich egzekucja. Aż trudno uwierzyć, że takie rzeczy mają miejsce kilkadziesiąt kilometrów od tętniącego życiem Seulu. Niektórym się jednak udaje. Wydostają się z miejsca rodem z najgorszych koszmarów, przebijają się przez kolejne państwa i w końcu osiedlają – często również w Korei Południowej.   Joanna Hosaniak (Zastępca Dyrektora Generalnego w Obywatelskim Sojuszu na Rzecz Praw Człowieka w Korei Północnej) i Leszek Moniuszko. W dzisiejszej audycji kontynuujemy temat łamania praw człowieka w Korei Północnej oraz napływyu uciekinierów z tego kraju na Zachód i do Korei Południowej. Naszym rozmówcą jest Pani Joanna Hosaniak, Zastępca Dyrektora Generalnego w Obywatelskim Sojuszu na rzecz Praw Człowieka w Korei Północnej (Citizens' Alliance for North Korean Human Rights). Tym razem Pani Hosaniak opowie nam o programach przystosowawczych dla Koreańczyków z Północy oraz o tym, jak sobie oni radzą żyjąc w zupełnie innej rzeczywistości. Naszą rozmówczynię poprosimy również o podzielenie się z nami swoją opinią na temat możliwego scenariusza zjednoczenia obu Korei.

    Ucieczka z Korei Północnej - wywiad (część 1)

    Ucieczka z Korei Północnej - wywiad (część 1)
    Nagminne łamanie praw człowieka w Korei Północnej nie jest żadną tajemnicą. Temat ten poruszany jest w mediach przy okazji kolejnych doniesień z Korei Północnej. Mówi się o wszechobecnym terrorze, zatrważających warunkach życia, głodzie, obozach koncentracyjnych, śmierci z rąk oprawców. Koreańczycy, którzy wydostali się z Korei Północnej udzielają wywiadów lub w inny sposób dają świadectwo północnokoreańskiej rzeczywistości np. wizualnie, w formie rysunków, jak robił to piętnastoletni Jang Gil Su w 1999 roku. Również opisują oni swoje doświadczenia w licznych książkach, z których przytoczyć można na przykład opowieść Kang Chol Hwanga „Aquariums of Pyeongyang: 10 years in North Korean Gulag”. Uciekinierzy ci to nie tylko „zwykli” obywatele, ale również artyści, naukowcy, a nawet wysoko postawieni urzędnicy i żołnierze. Na całym świecie, również i w Korei Południowej, istnieją organizacje, które monitorują sytuację w Korei Północnej oraz aktywnie pomagają uciekinierom w przedostaniu się na przyjazne terytorium i w adaptacji do nowego spsobu życia. Organizacje te skupiają ludzi, którzy poświęcają swoje życie temu właśnie celowi.   Anna Sawińska i Joanna Hosaniak (Zastępca Dyrektora Generalnego w Obywatelskim Sojuszu na Rzecz Praw Człowieka w Korei Północnej)   W dzisiejszej audycji mamy ogromną przyjemność gościć Panią Joannę Hosaniak. Pani Hosaniak to osoba powszechnie znana i szanowana w międzynarodowym środowisku osób i organizacji walczących o oficjalne rozpoznanie sytuacji łamania praw człowieka w Korei Północnej. To nie tylko ekspert w dziedzinie, ale także działacz aktywnie pomagający uciekinierom z Północy. Nasza rodaczka to również Honorowy Obywatel Seulu – tytuł, który otrzymała całkiem niedawno w uznaniu za swoje zasługi. W pierwszej części wywiadu Pani Hosaniak opowiada nam o aktualnej sytuacji w Korei Północnej oraz o losie uciekinierów do czasu przekroczenia granicy z Koreą Południową. Dowiemy się o szczegółach organizacj i przebiegu takich akcji, a także o tym, jakie formalności muszą spełnić uciekinierzy, żeby uzyskać pozwolenie na osiedlenie się na terytorium Korei Południowej. Pani Joanna Hosaniak opowie nam również o funkcjonowaniu Obywatelskiego Sojuszu na rzecz Praw Człowieka w Korei Północnej (Citizens' Alliance for North Korean Human Rights), w której jest Zastępcą Dyrektora Generalnego. Zapytamy o to, jak wygląda jej praca i dlaczego jest ona dla niej tak ważna.

    Koreańska kultura korporacyjna (część 2)

    Koreańska kultura korporacyjna (część 2)
    Mimo że koreańskie korporacje różnią się od siebie jeżeli chodzi o ich kulturę organizacyjną, w każdej z nich można zidentyfikować pewne cechy wspólne, które w mniejszym lub więszym stopniu powtarzają się. W drugiej części odcinka audycji o koreańskiej kulturze korporacyjnej rozmawiamy o tym, czego można spodziewać się podczas oficjalnych spotkań oraz o tym, jak się z Koreańczykami negocjuje. Kontynuujemy również temat biznesowego savoir-vivre powszechnie praktykowanego wśród Koreańczyków. Praca dla koreańskiego koncernu jest równoznaczna z przynależnością do firmowej rodziny. Koreańskie przedsiębiorstwa potrafią sponsorować edukację dzieci swoich pracowników, wspomagać finansowo ich pobyt w szpitalu, czy dostarczyć zbiorowego zastrzyku pieniężnego z okazji ślubu lub pogrzebu bliskich. Rola koreańskiego jaebola, jaką odgrywa on w prywatnym życiu Koreańczyka jest również niezmiernie ciekawym aspektem, który poruszamy w dzisiejszej audycji. Lwią część naszej audycji poświęcamy firmowym kolacjom, zwanym „hoesik" (wym. „hłesik"). Ze szczegółami omawiamy zasady picia alkoholu; wyjaśniamy, co będzie dobrze widziane, a co może zostać uznane za duże „faux pas”. Kolacje tego rodzaju to osobliwa i niezmiernie ważna część biznesowej kultury charakterystycznej dla każdej koreańskiej firmy. Warto wiedzieć to i owo. Na koniec oboje dzielimy się naszymi osobistymi doświadczeniami z pracy w koreańskiej korporacji. Są to opisy problemów, z jakimi obcokrajowcy muszą się borykać współpracując z Koreańczykami, ale też i pikantne wycinki z codziennego dnia przy biurku.